niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział V

       Weszli właśnie wędrowcy w las gęsty i bujny niczym broda Patricka von Zarost. Tuż zanim znajduję się brama do Dworu Zebrzydowskiego. Tam, wedle przepowiedni, spotkać powinni nowego członka swej armii. Nagle, gdy to znaleźli się w samym środku gęstwiny boru, zaatakowani zostali przez straszliwe i paskudne gnomy i orków. Było ich niewielu, lecz mimo to i tak byli silniejsi od Drużyny Zabójców Cienia. Editha traciła nadzieję. Byli słabsi. Bała się, że to już koniec, że zginie nie doprowadzając swej misji do końca! W pewnej chwili dziwny młodzieniec pojawił się i po stronie Edithy i jej ekipy stanął. Walczył bardzo dzielnie. Słychać było tylko odgłosy uderzających o siebie metalowych części mieczy i sztyletów. Wrogowie padali martwi na ziemię, jeden po drugim. Jednakże nagle rozległ się okrzyk bólu Klaudyji.

 - Dostała strzałą! Jest ranna! Musimy ją ratować! - Krzyczała przerażona Editha, która natychmiast podbiegła do krwawiącej przyjaciółki.

Łowczyni wampirów wraz z odważnym młodzieńcem, którego godności żadne z kompanów nie miało zaszczytu poznać, uporali się szybko z napastnikami.

 - Zabierzmy ją do tutejszego lekarza. Na pewno jej pomoże. - Powiedział nieznajomy, po czym zabrał ją na ręce i ruszyli do Zebrzydowickiego Dworu.

        Wioska ta niezbyt od innych się różniła. Dokoła krzątali się ludzie zaciekawieni młodymi przybyszami. W końcu Drużyna Zabójców Cienia dotarła do małej, białej chatki na końcu jednej z uliczek. Lekarz prędko otworzył im drzwi. Nie wyglądał na doświadczonego. Był to młody człowiek o długich włosach i uśmiechniętej twarzyczce. Był bardzo sympatyczny, bez przerwy się uśmiechał, mimo tego, iż przynieśli mu ranną, która krwawiła i z bólu się zwijała. Arletus von Kiełek, bo tak mu było na imię, natychmiast zajął się ranną. Zdjął zakrwawioną koszulę i strzałę tkwiącą w jej piersi pochwycił, z całej siły swej pociągnął i wraz z przeraźliwym okrzykiem bólu przez Klaudyję wydanym, prędko wyjął. Młody nieznajomy wybył gdzieś, to też Editha, łowczyni wampirów i Klaudyja zostali sami z lekarzem, który właśnie bandażował ranę.

 - Kim on jest? - Zapytała Editha zaciekawiona jego osobą od momentu, kiedy się pojawił.
 - To Wiolas von Pasterz. Młody, odważny i bardzo pyskaty wojownik. Pojawił się tu niedawno, więc nikt go dokładnie nie zna, ale wykazuje się, jeśli chodzi o obronę naszej wioski.  - Odpowiedział pewnym głosem Arletus.

Editha natychmiast pomyślała o wróżbie. Wiedziała, że w wiosce tej spotka kompana, jednak nie wiedziała, jak mogłaby go rozpoznać. A może to, że pomógł im pokonać orków było znakiem? Arletus zaczął dziewczynę wypytywać o szczegóły ich podróży. W międzyczasie pojawił się także Wiolas, który również zaciekawiony był historią Edithy i jej przyjaciół. Oboje poruszeni byli bardzo. Doszły ich słuchy o złowrogiej Agatelli. Zaskoczyła ich odwaga Edithy, która jakby nie było poświęca swe życie dla ukochanego. Arletus von Kiełek bez zastanowienia postanawia przyłączyć się do jej drużyny.

 - Przydam się Wam! Lekarz bywa bardzo potrzebny na takich wyprawach! - Powiedział zdecydowanie.
 - Ja też idę z Wami. - Odparł Wiolas. - Wojownik taki jak na pewno Wam się przyda! Walka z gnomami i orkami Agatelli nigdy nie jest łatwa. Zresztą już się o tym przekonaliście.

Editha uradowała się wielce na te słowa. Spełniła się część wróżby Alkoholiksa, co oznacza, że są na dobrej drodze.

 - To wspaniale! Wyruszamy jak tylko Klaudyja odzyska siły!

Miły wieczór spędziła Drużyna Zabójców Cienia w powiększonym już gronie, w chatce Arletusa. Lekarz przygotował poranionej młodej dziewczynie specjalny wywar z ziół, dzięki któremu szybko odzyska zdrowie i siły i cała piątka będzie mogła wyruszyć w dalszą podróż. Editha była bardzo szczęśliwa, jednakże zachowanie Wiolasa von Pasterz było odrobinę nienaturalne, lecz dziewczyna doszła do wniosku, że tylko jej się zdaje, bo zmęczona minionym dniem była bardzo. Położyła się więc spać i szybko zasnęła.
        Słońce wyjątkowo przygrzewało. Editha odziana w letnią sukienkę, białą niczym śnieg zimą, którą to ciepły wiaterek podwiewał lekko do góry od czasu do czasu, stąpała po łące zielonej niczym oczy jego i wdychała woń cudownym lawendowych kwiatów, które zdobiły zielonkawe pastwisko odrobiną liliowej barwy. Czuła się taka wolna. Nie miała żadnych zmartwień. Usiadła na fioletowym dywanie kwiatów i zrywając jeden po drugim w wianek je splatała. Już go dokańczała, gdy nagle oczy jej przysłoniły męskie dłonie. Chwyciła je i zdjąwszy, odwróciła się. On bez wahania wziął jej twarz w swoje dłonie, po czym zatopili się w namiętnym pocałunku. Oderwali się od siebie, ale tylko po to, by spojrzeć sobie w oczy. Wyjął z rąk jej wianek i włożył na głowę.

 - Moja królewna. - Wyszeptał.

Fiolet kwiecia idealnie komponował się ze złotem jej długich włosów. A oni znów przywarli do siebie ustami. Po pocałunku zanurzyli się w gęstwinie zielonej łąki. Editha położyła głowę na jego klatce piersiowej, a on głaskał ją po złocistych włosach. Dziewczyna chciała, aby ta chwila trwała już zawsze. Czuła się najszczęśliwszą na świecie. Miała u boku swego dzielnego i ukochanego Patricka. Nagle usłyszała przeraźliwe pianie koguta.

 - Co się dzieje? - Krzyknęła zdezorientowana.

Po chwili uświadomiła sobie, że to, co się przed momentem działo było tylko przecudnym snem... Położyła się na łóżku. Z oczu jej zaczęły spływać łzy. Przytuliła się do miękkiej poduchy. "Tak bardzo chciałabym być szczęśliwa z Tobą mój ukochany Patricku, tylko z Tobą, abyśmy każdą wolną chwilę mogli poświęcić na moment rozkoszy, taki jak w moim śnie. Uratuję Cię! Nie pozwolę, aby ta wiedźma Agatella Paskudnoszczura zniszczyła Twoje życie! Nigdy!" - Pomyślała, po czym na dobre się rozpłakała, a łzy strumieniami spływać zaczęły po jej policzkach.
        Mokra jej od łez twarz wyglądała tak biednie, jakby już przez czas dłużej nieokreślony jakąś chorobę przebywała. Była blada i bardzo smutna. Był to widok nieczęsty, bo Editha zwykle od ucha do ucha uśmiechnięta. Klaudyja usiadła obok dziewczyny i prędko chustę do otarcia twarzy jej podała, a którą to babcia w tobołek zapakowała. Przytuliła przyjaciółkę mocno i powtarzać zaczęła:

 - Wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sama! Uwolnimy Twojego Patricka z rąk Agatelli.

"Dla nich wszystkich to takie proste? Pójść, pokonać i już? Problemu nie było? Czy oni nie są wstanie choć w odrobinie poczuć tego, co ja? Smutku? Żalu? Rozpaczy?" - Pomyślała zapłakana Editha. Wytarła twarz w chusteczkę o różowej barwie, zażyła łyku wody źródlanej, po czym poprosiła o chwilę spokoju.
Tymczasem w innym pokoju reszta przyjaciół prowadziła konwersację. Głównym tematem była oczywiście Editha i Patrick.

 - Czemu ona tyle wyje? - Zapytał poddenerwowany Wiolas von Pasterz.
 - Cierpi z powodu Patricka. - Odparła powaznym tonem łowczyni wampirów.
 - Przecież on jej nawet nie wyznał miłości! W ogóle się nie znają i ona go kocha?
 - Widocznie nie wiesz, na czym polega prawdziwa miłość, miłość niczym z baśni Grimm-Brothers. - Dodała Klaudyja przejęta nie najlepszym stanem Edithy.

        Kiedyż to dziewczyna doszła do siebie, wreszcie w drogę nadszedł czas ruszać. Drużyna Zabójców Cienia w pięcioosobowym składzie wyrusza na wschód, aby to tym razem Pruchnicką wieś odnaleźć. Tam to właśnie, wedle przepowiedni druida, kolejni mężni znaleźć się powinni, co Edithę i jej przyjaciół w walce z Agatellą Paskudnoszczurą wspomogą.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział IV

        Podążali oni tak przez godzin już kilka, bowiem plan był taki: Kilkanaście godzin drogi z Marklowicka na wzgórzu chata elfa druida się mieściła. Żaden z przyjaciół okazji nigdy nie miał w jego progach się pojawić, jednakże ani Editha, ani jej przezacni przyjaciele trwogi nie okazywali, choć historie na jego temat przeróżne mieszkańcy wsi roznosili. Często ludziom ów wróżbita w trudnych sytuacjach pomagał, dlatego też młodzi podróżnicy postanowili z szansy skorzystać. Potem zaś po spotkaniu z nim i jego ewentualnej pomocy, udać się mieli do zamku Agatelli Paskudnoszczurej - złowrogiej wiedźmy, która rzucając na dzielnego rycerza Patricka urok, by ten się w niej zakochał i ożenił, mogłaby zawładnąć Koperoszycami, które wraz z mężem otrzymałaby jako spadek. Editha nie mogła na to pozwolić. Pokochała wojownika. I choć odrzuciła jego zaloty, była przepełniona wiarą, że on mimo wszystko nie zmienił zdania i Editha jeszcze nie raz bedzie mogła spoglądać w zieleń jego oczu, gdy ten będzie zapraszał ją do karczmy "Pod rozbrykanym kucykiem" na napój wysokokofeinowy. Dlatego tez z przyjaciółmi swymi w daną podróż ruszyła. Postanowiła walczyć ze złowieszczą czarownicą o swego ukochanego wojownika!
        Podróż do najłatwiejszych nie należała. Wszelakie zjawiska pogodowe towarzyszyły dzielnym wędrowcom. Editha smagana porywistym wiatrem, walczyła z jego atakami, które zniszczyły jej fryzurę cisnąc włosy do oczu i ust. W końcu dotarli na miejsce. Księżyc, niczym srebrna brosza na gwieździstym całunie nocy, przykuwał uwagę jak nigdy. Wydawało im się, że są tak blisko niego. Chata druida znajdowała się na jednej z najwyższych gór świata, by tajemnice jego mikstur nie ujrzały światła dziennego i aby niepowołane do tego ręce nie schwytały jego tajemnic. Z bliska chata ta wyglądała jak szopa. Zbita była ze starych desek, a z zewnątrz obrośnięta zielenią. Z liści roślin tych elf pewnie mikstury swe przygotowywał. Podeszli do drzwi. Przez chwilę poczuli strach, być może dlatego, że zewsząd otaczała ich ponura ciemność nocy. Klaudyja zastukała w drzwi niepewnie. Przez dłuższą chwilę panowała ponura cisza. Do uszu ich docierał tylko szum wiatru i szczekanie miejscowych kundli. Nagle posłyszeli hasło:

 - Wejdźcie młodzi wędrowcy. - Głos był ponury i wypowiedziane słowa brzmiały niezbyt sympatycznie.

Przekroczyli więc progi chaty z niepewnością. Editha ujrzała przed sobą jego postać: Długa szata skąpana w blasku padającego od ogniska, twarz młodzieńca, lecz widać na niej piętno czasu i używek, które przeniknęły przez jego ciało, na jego ramieniu kruk - przyjaciel, opiekun i towarzysz przy libacjach alkoholowych.

 - Jestem Alkoholiks, elf druid. W czym moge Wam pomóc? - Zapytał ich znów tym ponurym tonem.

Editha odważnie odparła, dość pewnym głosem bez chwili zastanowienia.

 - Chcę poznać przyszłość i dowiedzieć się jak pokonać Agatellę Paskudnoszczurą, która zawładnęła umysłem mego ukochanego! Muszę go uratować!

Alkoholiks odwrócił się do nich tylnią częścią swego ciała. Po dłuższym momencie medytacji 3 przyjaciół posłyszała słowa wróżby:


" Trójka Wasza po świecie wędruje w blasku księżyca,
aby Agatelli złowrogiej na Wasz widok zastygły lica.
Wojownika Patricka tylko prawdziwa miłość uratuje,
a wiedźmy chytry plan już niedługo Editha zrujnuje.
Wojna będzie straszna, bowiem armia jej potężna,
wszak Editha ma przyjaciół, a sama taka mężna.
Drużyna Zabójców Cienia prowadzi Agatellę do zguby
i wolny już przezacnej pięknej dziewoi luby.
Lecz istnieje prawda nie wszystkim jeszcze znana,
zaraz przeze mnie zostanie Wam przekazana:
Po naradach wszelakich z Waszymi przodkami
doszedłem do wniosku, że byliscie, jesteście i będziecie alkoholikami! "

Editha była zaskoczona. Zamyśliła się, bowiem nie miała pojęcia, co mogły oznaczać ostatnie słowa wróżby... Nigdy w życiu do ust swych kropli alkoholu nie wzięła... Nagle Klaudyja krzyknęła:

 - Wygramy! Pokonamy Agatellę i będziesz szczęśliwą, bo życie Twe ułoży się z Patrickiem!

Klaudyja miała w danym momencie rację. Wróżba Alkoholiksa przepowiadała powodzenie w walce z wiedźmą. Nagle jednak druid wypowiedział takie oto słowa:

" Przepowiednia ta doczeka spełnienia,
jeśli szeregi poszerzy Drużyna Zabójców Cienia.
Wasza trójka Agatelli nie pokona sama,
tam gdzie Dwór Zebrzydowski znajdziecie kompana.
W Pruchnickim lesie, gdzie Slender buszuje,
niejeden człek Was poratuje.
Jednak jeśli podróży trasa będzie inna,
dokona Agatella tego, czego nie powinna! "

Zastygły miny wszystkich towarzyszy. Musieli trasę podróży wydłużyć. Przyjaciele złożyli zacnemu druidowi podziękowania i opuścili jego chatę. Z wysokiej góry zeszli, po czym odnaleźli łąkę, na której postanowili odpocząć. Był środek letniej nocy. Księżyc nie oświetlał już łąk swym blaskiem, gdyż otuliły do chmury, które nie oznaczały nic innego, jak opady letniego deszczu. Wykończeni niełatwą podróżą młodzi, dzielni przyjaciele zanurzyli się gęstej zieleni traw i kwiatów, których to pączki nocą pozamykały się niczym powieki podczas zapadania w sen. I oddali się w objęcia Morfeusza.
        Nastał poranek. Nie było dane zobaczyć im wschodu słońca, gdyż schowane było one za ponurymi chmurami. Spożyli śniadanie - kanapki, które Klaudyja nosiła ze sobą w tobołku, a które przed wyprawą babcia najukochańsza dla niej przygotowała. Staruszka zadbała także o inne bagatele np. bieliznę na zmianę, czy kropelki o.Grzegorza na uspokojenie, które przepisane zostały jej po tym, kiedy to młoda dziewczyna wykazywała się, wcześniej u niej nie spotykaną nadpobudliwością i zdenerwowaniem. Zmęczeni byli jednak młodzi wędrowcy. takaż chwilka snu, a tyle drogi jeszcze przed nimi. Musieli do Ustrońska dotrzeć jak najszybciej. Editha tak bardzo obawiała się, że nie zdążą, że kiedy dotrą do jej strasznej siedziby, będzie już za późno, a marzenia jej z Patrickiem von Zarost związane po prostu prysną, niczym bańka mydlana dotknięta delikatną opuszką palca. Pomyślała: "Nie mogę się poddać! Jeśli postąpimy zgodnie z przepowiednią, pokonamy Agatellę, a ja będę szczęśliwa z wojownikiem mych marzeń!". Wstała i krzyknęła:

 - Ruszamy! Bowiem czasu nie mamy do stracenia, a Patrick mój mnie potrzebuje!

I wyruszyli. I chociaż to tylko 3 osobników Drużyna Zabójców Cienia liczyła: Editha, łowczyni wampirów, Klaudyja, już niedługo do grona ich dołączy mężny młodzieniec.
        Wędrowali przez następnych godzin kilka. Ciała ich delikatne kropelki letniego deszczyku otulały. Włosy i ubrania były mokre, co musiało być dość przykre w podróży, ale lekki i ciepły wiaterek osuszał tę nieprzyjemną wilgoć. Po drodze do malusieńkiej wioski dotarli. Nie była to jednak żadna przez druida Alkoholiksa we wróżbie wskazana. Klaudyja zorientowała się, że w razie ataku nieprzyjaciół uzbrojenia nie posiadają, toteż za złote monety, które szlachetna babka jej podarowała, zakupiła u miejscowego kowala miecze i sztylety, a także łuk cudowny i strzały otrzymała Drużyna Zabójców Cienia, jako dar od miejscowego sołtysa, który wierszem mawiał i pisał i wszystkich podróżnych, którzy to o dobro świata walczyć pragną, nagradzał za męstwo i szlachetność. Pożywieniem na czas drogi małżonka zacnego sołtysa ich obdarowała. Kanapki przygotowała, placek upiekła i owoców w sadzie nazbierała. A także butelkę ciemnej barwy przekazała, w której to napój alkoholowy znajdował się winem powszechnie zwany o barwie niczym krew, który to w sołtysowej ciemnej piwnicy przez miesięcy kilka fermentował. Pojęcia Editha nie miała, jak mogłaby się przezacnym mieszkańcom wioski odwdzięczyć. Dary ich będą bardzo przydatne w wyprawie. Postanowiły więc przyjaciółki pomóc sołtysowej przy zbiorach, odwdzięczając się jednocześnie za pomoc. Pożegnawszy się, uzbrojona już Drużyna Zabójców Cienia ruszyła w dalszą drogę.

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział III

        Kolejnego pięknego poranka, choć dzień zapowiadał się cudownie, Editha wcale nie była w dobrym nastroju. Lubiła chodzić do szkoły. Szczególnie od pewnego czasu, kiedy to spotkała wojownika Patricka. Nie mogła doczekać się chwili, gdy go znowu zobaczy. Był taki przystojny! Ta twarz, te oczy, ten uśmiech, to jego dobrze zbudowane ciało. Marzenie! Dlatego tak chętnie przybywała do Koperoszyc. Tam mogła na niego patrzeć. Ale tego dnia nie wiedziała, czy aby na pewno chce się z nim zobaczyć. Przecież on tak źle ją potraktował. Prawdziwy rycerz nie powinien był się tak zachować... Tego dnia towarzyszyły jej obie przyjaciółki. Nie mogła być teraz samotna, bo to źle na nią wpływało. Ktoś musiał być blisko, ktoś musiał ją wspierać, ocierać łzy spływające po jej rumianych policzkach, które podobne były do malin dojrzewających latem na gałązkach krzewu. Poszły razem do szkoły. Przed budynkiem spotkały wojownika. Editha pomimo złości i gniewu jaki zrodził się w niej, po ostatniej wiadomości od niego, nie potrafiła oderwać oczu od jego twarzy.

 - Witam młode damy. - Ukłonił się, a podnosząc głowę rzucił Edithie miły uśmiech.
 - Witaj wojowniku. - Odpowiedziały dziewczęta, choć słowa zranionej były prawie niedosłyszalne.
 - Życzę Wam miłego dnia. - Zawołał do odchodzących przyjaciółek.
 - Tak, z pewnością będzie świetny. - Wymruczała pod nosem zasmucona Editha, której przez głowę przemknęła myśl: "Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co ja w tej chwili czuję?".

Cały dzień była zamyślona. Nie potrafiła się nad niczym skupić. Zastanawiała się nad jego zachowaniem. A może on po prostu wymyślił sobie tą dziewczynę, żeby wzbudzić w niej zazdrość, a jednocześnie sprawić, aby się zaczęła starać i pokazała mu, że naprawdę jej zależy? Nie to było bez sensu. Po co miałby kłamać? Teraz czekała już tylko, aż ją zobaczy. Była ciekawa, jak wygląda, i czym przekonała do siebie wojownika.
Lekcje minęły jej bardzo szybko. Nie wiedziała nawet jakie tematy były omawiane, bo w jej głowie cały czas mieszały się te same myśli dotyczące tylko jego.
        Kiedy wychodziły ze szkoły, zobaczyły coś co przykuło ich uwagę. Coś, bo według Klaudyji, nie można tego nazwać kimś. Na jej widok młodej dziewczynie zrobiło się niedobrze. O mało nie zwróciła śniadania spożytego zaledwie kilka godzin temu. Jak można coś takiego obdarzyć miłością? Zadała sobie to pytanie Klaudyja w myślach.

 - Ej, patrzcie! - Powiedziała półgłosem łowczyni wampirów do przyjaciółek, jednocześnie wciągając je za duży krzew, aby Patrick ich nie zauważył.
 - Kto to jest? To ma być ta jego piękna? - Zapytała Editha z dość mieszanymi uczuciami, bo widziała właśnie, jak wojownik całuje dziewczynę w policzek.
 - To ta nowa. - Oznajmiła Klaudyja. - Jest rok od nas starsza i chodzi do naszej szkoły od zaledwie 3 dni.
 - Ledwo się pojawiła i już wprowadza zamęt. - Odparła łowczyni i zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym co powiedziała.

No właśnie. Była w tej szkole zalewnie 3 dni i już zdobyła serce wojownika. To było dość dziwne. Ale im bardziej łowczyni wampirów przyglądała się dziewczynie, tym bardziej jej twarz wydawała się jej znajoma. Nie była wstanie przypomnieć sobie jednakże, cóż jest w niej tak szczególnego.

 - Gustu to on nie ma. Patrzcie, jaki ona ma nos! Jaki wielki! - Klaudyja wyrażała swą opinię.
 - Taak. - Odpowiedziała niepewnie Editha, która miała trochę odmienne zdanie niż jej przyjaciółka. No tak, może i miała dość duży nos, ale oprócz tego była szczupła, miała zgrabną figurę i była atrakcyjniejsza niż ona sama. Była po prostu ładniejsza i dlatego Patrick się nią zainteresował.

Podczas drogi do domu Klaudyja, razem z łowczynią wampirów dyskutowały na temat tej dziewczyny. Editha oczywiście odpływała w zamyśleniu. W zasadzie od kilku dni nie robiła nic innego. Wszystkie udały się do chaty Edithy i mam zaczęły się poważnie zastanawiać nad dalszym działaniem. Trzeba było się więcej o niej dowiedzieć.

 - Ona jest mi podejrzana. - Powiedziała łowczyni, dzieląc się jednocześnie swoimi przemyśleniami.
 - To znaczy? Masz na myśli coś konkretnego? - Wypytywała zaciekawiona Klaudyja.
 - Nigdy wcześniej jej nie widziałam, choć jej twarz wydaje mi się dziwnie znajoma.

Editha nie włączała się w dyskusję, a była jedynie słuchaczem. Ciekawiło ją zdanie łowczyni. Miała dobrą intuicję i rzadko kiedy się myliła, toteż młode dziewczę tak bardzo jej ufało. Po dłużej trwającej debacie, przyjaciółki postanowiły przez najbliższe kilka dni obserwować dziewczynę w szkole, a jednocześnie dowiedzieć się o niej ciekawych rzeczy. W końcu wprowadziła zamęt w głowie przystojnego Patricka von Zarost, a ten świadomie bądź też nie zranił Edithę. Przez następne kilka dni tak jak postanowiły, tak też zrobiły i obserwację podjęły. Nikt jednakże nie był wstanie im pomóc, nikt bowiem dziewczyny tej nie znał. Nikt nie wiedział skąd ona się wzięła w Koperoszycach i czyją jest córą.
        Młoda dziewczyna, z każdym kolejnym dniem czuła się coraz gorzej. Obarczała siebie winą za to, jak teraz życie wojownika się toczy. Gdyby to wyraziła zgodę na pójście do karczmy "Pod rozbrykanym kucykiem", czy też chciała zamienić z nim kilka słów wtedy, kiedy tego pragnął, być może teraz byłaby szczęśliwa z Patrickiem. Ona, a nie ta dziwna, nowa dziewczyna. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Dręczyła ją dniami i nocami. Nie mogła oddać się w objęcia Morfeusza. Szlochała, była wielce nieszczęśliwa, jak chyba jeszcze nikt inny na tym cudownym świecie.
        Następnego dnia, kiedy dziewczyny szły do szkoły, zostały mile powitane przez wojownika, który to zwykle patrolował teren wraz z Patrickiem, jednakże tego dnia był sam.

 - Miło powitać mi jakze piękne znajome mego przyjaciela Patricka. - Ukłonił się rycerz.
 - Witaj wojowniku. - Odparły dziewczęta, po czym łowczyni wampirów zapytała:
 - Jesteś dzisiaj sam?
 - Tak. Dzisiaj jeszcze sam, ale od jutra będę mieć nowego towarzysza. - Odpowiedział.
 - A co się stało z Patrickiem? - Zapytała bardzo niepewnie Editha, bo bała się trochę odpowiedzi. Skoro go nie ma i ma go zastąpić ktoś inny, to w takim razie co się z nim stało?
 - Patrick postanowił, że zamieszka razem ze swą ukochaną Agatellą w jej posiadłości, znaczy posiadłości jej rodziców w Ustrońsku. - Tłumaczył wojownik z lekki przejęciem, bo widział smutek malujący się na twarzy Edithy, wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.

Łowczyni wampirów dokładnie przeanalizowała wypowiedziane przez rycerza zdanie. Agatella? Posiadłość w Ustrońsku? I nagle ją oświeciło! Dotarło do niej, skądże zna tą twarz. Nie mogła się pomylić. Dlaczego nie uświadomiła sobie tego rychlej? Teraz było już wszystko jasne. Szybko zakończyła rozmowę z wojownikiem i zaprowadziła przyjaciółki w spokojne i ciche miejsce, aby mogła przekazać im to, do czego doszła przez ostatnie kilka minut.

 - Ta dziewczyna, to nie żadna piękna i zwyczajna dziewka ze wsi, tylko okrutna wiedźma Agatella Paskudnoszczura z Ustrońska. - Powiedziała dość poważnym głosem.
 - Wiedźma? - Zapytała cichutko Editha, jednoczesnie trochę zdezorientowana.
 - Zamieniła się w zwyczajne dziewczę, po to, żeby nikt jej nie rozpoznał, po czym rzuciła na niego urok, by ten zakochał się w niej bezgranicznie.

Editha nie była wstanie uwierzyć w te słowa. To historia niczym ze średniowiecza. Więc Patrick tak naprawdę tej Agatelli nie kocha, bo został do owej miłości zmuszony...Dziewczyna poczuła jak kamień spadł jej z serca. Na reszcie przestała winić swoją osobę za to, co się stało. Ale z drugiej strony, skoro to wiedźma, to przecież ona sama nie jest wstanie Patricka z jej rąk uratować. W prawdzie ma 2 wspaniałe przyjaciółki, ale raczej nie dają rady.

 - No chyba zrozumiałam, ale... - przerwała Klaudyja, by zastanowić się nad tym, co chce powiedzieć - ... po co ona to właściwie zrobiła?
 - Nie słyszałaś ogłoszenia króla Janusza Zęba II Spasłego? Wojownik rycerza, który jako pierwszy znajdzie ukochaną i się z nią ożeni, dostanie królestwo Koperoszyc w spadku. Już rozumiesz? Żadna miłość, tylko żądza władzy.
 - Wesele? Ale my nie możemy do tego dopuścić! - Powiedziała Editha głosem jednocześnie podniesionym, smutnym i przerażonym.
 - Coś się wymyśli! Na pewno nie zostawimy Patricka na pastwę losu. - Powiedziała Klaudyja pocieszając przyjaciółkę i zapewniając o swej pomocy.

Poszły do domu. Tam wszystko dokładnie przemyślały i zaplanowały. Były tylko w 3, ale ani przez chwilę się nie zawahały, bo wiedziały, że jeśli one nie pomogą wojownikowi, raczej nie zrobi to nikt inny. A był on w końcu wymarzonym rycerzem Edithy, więc przyjaciółki jak najbardziej powinny jej pomóc uratować go, a jednocześnie sprawić, by była ona szczęśliwa z nim do końca swego życia. Następnego dnia o świcie Editha wraz ze swymi szlachetnymi przyjaciółkami: Klaudyją i łowczynią wampirów, wyruszyli w podróż do Ustrońska, aby to ocalić wspaniałego wojownika Patricka von Zarost o perłowym uśmiechu i bujnej brodzie niczym zagajnik, z rąk wstrętnej Agatelli Paskudnoszczurej, która rzuciła na rycerza urok, by zdobyć jego serce i jednocześnie zawładnąć królestwem Koperoszyc.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział II

       Parę dni później, gdy słońce było w zenicie i wskazywało poranna godzinę, a Editha spędzała swój szczodry czas na obieraniu krzewów malin przed chatą, niczym dziewczę z ballady Adamsa von Mickiewicza, do rąk jej trafiła wiadomość przez chyżego posłańca niosącego wiatr na swych skrzydłach – sokoła dostarczona. Jakież było jej zdumienie na twarzy, kiedy to oczyma swymi ujrzała podpis nadawcy: Wielmożny Patrick von Zarost z Nierodzimska. Natychmiast odczytała wiadomość, po czym pióro w rękę pochwyciła i zaczęła tworzyć odpowiedź. Przekazała ją zacnemu posłańcowi, który cierpliwie czekał na korespondencję zwrotną dziewczyny. I tak było przez dni kilka. Ileż to dziewczyna pergaminu zużyła, po to, by kilka słów swych wojownikowi przekazać. Była tak uradowana, że aż ciężko to opisać. Gdy widziała już nadlatującego sokoła, za każdym razem serce waliło jej tak mocno, bo przejęta była bardzo zawartością każdej wysyłanej przez Patricka wiadomości.
        Pewnego pięknego dnia, jak to zwykle w Marklowicku bywało, niesamowicie żwawy sokół przyniósł wieść o następującej treści: Czy Ty Panno Editho nie zechciałabyś poświęcić mnie wojownikowi Patrickowi chwili swego szczodrego czasu, by słów zamienić kilka, jednak nie przez wieść pisemną, lecz w rzeczywistym świecie?” Dziewczę oczywiście podniecone wiadomością nie wiedziało jak odpowiedzieć. Chciała. Naprawdę chciała się z nim spotkać. Jednak jej nieśmiałość spowodowała, że się speszyła. Po dłuższym namyśleniu nakreśliła na papierze odpowiedź w języku godnym dla rycerza: Cóż, jak miło zacny rycerzu, że zamienić słów ze mną kilka byś pragnął, ja jednak nie jestem pewna, czy odwagi na tyle posiadam, by z tak wspaniałym i zacnym wojownikiem jakim ty żeś jest, w rozmowę się wdać.”. Patrick odczytawszy dziewczyny wiadomość zaskoczony był odrobinę, gdyż wiedział, że dziewczę go wielbi, dlaczego więc nie chce się z nim spotkać? Pomyślał rycerz, że spławia go panna i tak też napisał jej w kolejnym liście. Ta jednak w odpowiedzi zapewniała go wielce, że wcale tak nie jest i że rycerz podbił jej serce, po czym rozmowa zeszła na inne tematy. Kolejnego dnia w szkole Editha opowiedziała Klaudyji całą historię związaną z listami Patricka.


 - Wiedziałam, że tak będzie. Ale głupio zrobiłaś, że mu odmówiłaś. - Powiedziała dziewczyna pewna błędu przyjaciółki.

Editha posmutniała, bo powoli zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, co zrobiła.

 - Speszyłam się. Znowu. Nic na to nie poradzę, że jestem taka nieśmiała. - Odparła, a na jej twarzy zaczął malować się smutek.
 - Nie możesz tak robić, bo nigdy sobie nie znajdziesz męża, jak będziesz każdemu odmawiać z powodu swojej nieśmiałości. - Odpowiedź Klaudyji jeszcze bardziej uświadomiła dziewczynie, że jest naprawdę głupia popełniając takie błędy, tylko dlatego, że brakuje jej odwagi.

Editha nic nie odpowiedziała Klaudyji. Przez cały dzień zastanawiała się nad tym, że przyjaciółka miała jednak rację.Jest zbyt nieśmiała. Potrzebuje więcej odwagi, bo inaczej nigdy nie znajdzie mężczyzny, z którym będzie mogła spędzić resztę swego życia. Uświadomiła sobie, że popełniła błąd, ale czy będzie szansa, żeby go jeszcze naprawić?
Po lekcjach, kiedy to dziewczyny wyszły ze szkoły, spotkały przed budynkiem Patricka. Editha przekonana była, że wojownik podejdzie do niej i rozpocznie rozmowę, bo w końcu o tym była mowa podczas ich wczorajszej listownej konwersacji i jakby nie było tego chciał.

 - Witaj Editho. - Powiedział Patrick ukazując jednocześnie swe perłowe uzębienie.
 - Witaj szlachetny wojowniku. - Odpowiedziała mu dziewczyna, a on pokłonił się i odszedł w innym kierunku.


Editha była wyraźnie zaskoczona. Pomyślała, że skoro była taka niepewna, to Patrick nie chciał być nachalny, więc do rozmowy jej nie zmuszał...
        Powróciwszy do domu Editha znów zaczęła poważnie rozmyślać nad tym, co powinna zrobić z tym wojownikiem. On wydaje się być nią zainteresowany, bo nie każdy rycerz może taki zamęt wprowadzić w życie zwykłej, prostej dziewczyny ze wsi. Ona nim także. Dlaczego więc trwoży się przed bliskim spotkaniem? Dlaczego nie ma w sobie więcej odwagi? Mogła chociaż spróbować. Zastanawiała się cały wieczór, a w nocy nie mogła oka zmrużyć, bo była tak przejęta tym wszystkim. Bez przerwy obiektem jej rozmyślań był Patrick von Zarost.

***

        O tym samym czasie, kiedy to Editha borykała się z rozterkami miłosnymi, w nijakim Ustrońsku, za czarną góra zwaną Czantoryją mieścił się zamek okrutnej wiedźmy Agatelli Paskudnoszczurej. Znana była ona ze swego kruczoczarnego charakteru. Była bardziej paskudna niż wspomniany już władca Koperoszyc Janusz Ząb II Spasły. Tak jak jego omijali ludzie na długość 1000 razy większą niż jego szerokości, tak Agatellę mijali na długość 666 razy większą niż szerokość króla powieloną 1000 razy. Wiedźma od dnia, w którym zrodziła ja matka szczurzyca, pragnęła zawładnąć królestwem Koperoszyc. Mogła do tego dotrzeć na kilka sposobów, lecz nie wszystkie były proste do zrealizowania. Wielokrotnie Agatella próbowała pokonać Janusza Zęba II Spasłego, jednakże ani razu jej się nie udało. Dotarły pewnego dnia do jej uszu plotki, że rycerz poddany wielkiemu władcy Januszowi Zębowi II Spasłemu, który jako pierwszy odnajdzie wybrankę swego serca i zaplanuje ożenek, ten wraz z żona królestwo Koperoszyc w podarku otrzyma. Wstrętna Agatella Paskudnoszczura prędko więc plan uknuła i eliksir odpowiedni przygotowała, aby serce wojownika koperoszyckiego czym prędzej zdobyć. Tak też wraz z nadejściem dnia następnego, tuż o świcie, kiedy to słońce wyłaniało się znad horyzontu, Agatella spożyła wcześniej przygotowany przez nią wywar, po czym zmieniła się w zwyczajną dziewczynę, taką jak Editha, ale o wiele szpetniejszą. Okazało się bowiem, że nos tej przemiany nie doznał i taki, z jakim przyszła na świat, już pozostał, wielki i niezgrabny. Pogodziła sie jednak z niepożądanymi działaniami i do koperoszyckiej szkoły czym prędzej ruszyła. Dzięki temu była bliżej zamku, w którym to wojownicy wielkiego władcy przebywali. Musiała sobie tylko wybrać któregoś, a potem podać mu odpowiedni eliksir, który wyczyści jego pamięć, a ona zawładnie wówczas jego umysłem i podejmie kolejne kroki.

***

        Następnego dnia Editha rozmyślawszy nad panującym wokół niej chaosem, napisała list do Patricka. przekazała go chyżemu posłańcowi i z niecierpliwością oczekiwała odpowiedzi. Tak rozwinęła się kolejna, o ważnej dla dziewczyny treści konwersacja. Dziewczę bowiem dowiedziało się, że wielką pasją Patricka są wyścigi konne. Wojownik bardzo wielbi konie i planuje nawet w takich wyścigach wystartować. Potrzebuje on jednak wspaniałego rumaka, którego nie łatwo zdobyć, ale dzielny i pomysłowy rycerz zaplanował już zdobycie swojego 'maluszka', na którym z pewnością zwycięży niejeden pościg. Czeka go jednak wiele pracy. Dowiedziała się również, że rycerz pali papierosy, co raczej ją odrzuciło, bo nienawidziła zapachu dymu tytoniowego. Po dłużej trwającej konwersacji Editha postanowiła złożyć wojownikowi propozycję, gdyż przemyślawszy sobie wszystko spotkać się pragnęła z Patrickiem i słów kilka zamienić chciała. Boże! Jakież było jej zdumienie, kiedy to ten wspaniały rycerz złożył odmowę. A jakie zdenerwowanie i złość odczuła, gdy ten powiadomił ją o istnieniu innej dziewczyny, która jest dla niego wiele ważniejsza niż jakaś tam panna z Marklowicka. Editha poczuła się wielce zraniona, świat jej się zawalił. Jak taki wspaniały wojownik Patrick mógł ją tak potraktować? Jak on mógł zabawić się nią tak, jak jakiś bachor zwykłą grzechotką? Dziewczę było tak zdruzgotane, iż postanowiło skontaktować się ze swą starą przyjaciółką - waleczną łowczynią wampirów: pół człowiekiem - pół wilkiem, która trzymając w objęciach łunę księżyca, kroczy dumnie przez mrok, niszcząc nieprzyjaciół, napawając się krwią i przerażeniem wrogów, mszcząc poległych i skazanych na niedostatek. Tylko ona była wstanie ją wspomóc, tylko ona była jej ostatnia nadzieją. Zawsze była przy niej, kiedy działo się coś złego i kiedy to doskwierał jej smutek. Zawsze jej pomagała, więc i tym razem nie zostawiłaby dziewczyny nie udzielając jej porady i pomocy. Przyjaciółki spotkały się więc wieczorem w pobliskim lesie.

 - Więc mówisz, że Cię zranił? - Dopytywała się łowczyni wampirów.
 - Tak. W zasadzie to nie wiem. Ale chyba tak. Najpierw chciał się ze mną spotkać. Nawet kilka razy mi to proponował, a kiedy naprawdę zaczęło mi na nim zależeć, powiedział mi, że znalazł sobie inną. - Editha mówiąc to poczuła łzy spływającej jej po policzkach i odruchowo je otarła. Zdała sobie sprawę, że się spóźniła. To prawda, że Patrick chciał, jednak ona zbyt długo zwlekała z podjęciem decyzji, toteż wojownik zrezygnował.
 - Wygląda na to, że doszedł do wniosku, że nie chcesz się z nim spotykać i poszukał sobie innej panny. Ale nie martw się! Pójdę jutro z Tobą do szkoły i być może zobaczymy tę jego ukochaną. A potem zastanowimy się co dalej. - Mówiąc to łowczyni mocno przytuliła przyjaciółkę do siebie, a potem odprowadziła bezpiecznie do domu.

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział I

        Już tylko kilka dni pozostało do pierwszego dnia lata. Koperoszyce były jednym z większych miast w tej okolicy. Wiele grodów i wsi mieściło się w tej górzystej krainie, której kamieniste ścieżki prowadziły do łąk zielonych, pastwisk, gęstych i bujnych lasów oraz innych ustronnych miejsc, gdzie można było odetchnąć świeżym powietrzem, poddać się marzeniom i zapomnieć o troskach i otaczającym nas świecie. Kilka uliczek od głównego rynku znajdował się dość spory, dwupiętrowy budynek. Mury jego były grube, okna zdobione. Była to szkoła jedna z najlepszych w tej okolicy. Uczęszczali do niej młodzi i zdolni mieszkańcy wszystkich sąsiadujących wiosek. Wśród nich były dwie przyjaciółki. Editha była dziewczyną średniego wzrostu o jasnych włosach i złotych niczym łany zboża w czasie zbiorów i oczach niczym zieleń łąk górskich, po których hasają wesoło dzikie rumaki. Klaudyja zaś była nieco niższa od koleżanki. Jej włosy były ciemniejsze, w kolorze deserowej czekolady, które kontrastowały z jej jasną cerą. Dziewczyny od roku uczęszczały do tej szkoły. Tam właśnie się poznały i zaprzyjaźniły. Nie były z jednej wsi, lecz z wiosek sąsiadujących ze sobą, ale odległość między nimi była niewielka, że dziewczyny mogły się spotykać również w czasie wolnym.Tuż obok budynku szkoły znajdował się dość stary, ale piękny zamek, w którym to przebywał Janusz Ząb II Spasły – potężny władca Koperoszyc. Znany był powszechnie ze swej srogości, toteż wszelki człowiek omijał go na długość równą powieleniu razy 1000 jego szerokości. U boku owego władcy rycerzy było kilku, których zadaniem było władcę chronić przed złodziejami i niszczycielami, a każdy z nich innymi odznaczał się cechami. Jeden mężny i odważny niczym Herkules, inny szkaradny jak ryj świniaka, inny znowu rzadkie miał włosie, następny zaś marny niczym liść brzozy podczas największego huraganu. Wojownicy ci często byli wysyłani pod różnego rodzaju instytucje, by porządku dopilnować.

        Pewnego popołudnia, kiedy to młode panny były już po lekcjach, tuż przed szkołą zaczepił ich jeden z uczniów – Thomas. Był to młodzieniec rzadko spotykanej urody. Szczupły i marny, a jego włosy były rzadkie i przetłuszczone, dlatego też odpychał swoim wyglądem. Od pewnego czasu często za nimi chodził i zaczepiał. Podobno wszystko to z powodu Klaudyji, która to wpadła mu w oko. Ten postanowił ją do siebie przekonać i każdą swą wolną chwilę spędzał na przyglądaniu się dziewczynie i podziwianiu jej urody, a gdy tylko nadarzyła się okazja, nigdy jej nie marnował i zaczynał rozmowę, byleby tylko być blisko niej. Jednak za każdym razem trudno było się pozbyć nachalnego Thomasa.

 - Ahh, znowu on. - wyszeptała poddenerwowana Editha do Klaudyji.
 - Witam was dziewczęta! - Odparł Thomas uważnie przyglądając się to jednej, to drugiej szukając w ich oczach choć iskry zachęty do dalszej konwersacji.  
 - Cześć. - Odpowiedziały niechętnie dziewczyny jednocześnie starając się jak najszybciej wymyślić jakąś sensowną wymówkę i zbyć chłopaka.
 - Jak wam minął dzień? Mam nadzieję, że tak miło jak mnie. - Zapytał i zbliżył się do Klaudyji jednocześnie chwytając ją niepewnie za rękę.
 - Co ty robisz? Zostaw mnie! - Krzyknęła dziewczyna, po czym wyrwała rękę z jego uścisku i oddalając się na bezpieczną odległość zmierzyła chłopaka wzrokiem.


Editha nie miała ochoty prowadzić dalszej rozmowy z chłopakiem, więc dawała Klaudyji wzrokiem jasne sygnały, żeby się oddaliły.

 - Przepraszamy Cię bardzo, ale musimy już wracać do domu. Może innym razem porozmawiamy. - Wypowiedziała przez złość.
 - Jestem pewien, że wcale Wam się nie spieszy. Zostańcie ze mną jeszcze chwilę. Miło spędzimy ten czas, obiecuję. - Chłopak nie dawał za wygraną.


Editha była już trochę niespokojna, więc ze złością odpowiedziała młodzieńcowi:

 - Zostaw nas w spokoju!  Nie widzisz, że nie mamy ochoty z Tobą rozmawiać? - Mówiąc to zmarszczyła czoło ze złości.


Gdy wojownik pilnujący szkoły usłyszał kłótnie natychmiast podbiegł do dręczonych dziewcząt. Był to jego obowiązek. Został tam postawiony na straży przez samego Janusza Zęba II Spasłego.

 - Co się tutaj dzieje? Dlaczego te panienki są zdenerwowane? Czyżbyś próbował wyrządzić im jakąś krzywdę? - Odparł dobrze brzmiącym męskim i dość przyjaznym głosem, choć na jego twarzy można było zaobserwować pewnego rodzaju złość i oburzenie.


Kiedy wojownik rozmawiał z Thomasem, Editha zobaczywszy go, poczuła jak nogi się pod nią uginają. Był taki przystojny, dobrze zbudowany o oczach równie zielonych jak łąka górska, uśmiechu przecudnym jak łyk zimnej wody o poranku, po całej nocy wypasania kóz i brodzie niczym zagajnik koło ruczaju, gęsty i bujny, skrywający wiele tajemnic niezbadanych przez zwykłego człowieka. Dziewczyna była tak rozkojarzona, nie wykonując żadnego ruchu patrzyła na niego. Zapomniała o całym otaczającym ją pięknym świecie, stała i podziwiała jego niezwykłą twarz, zachwycając się cudownym uśmiechem. Nie zauważyła nawet kiedy Thomas sobie poszedł.

 - Następnym razem kiedy znowu Was zaczepi, wezwijcie mnie, a ja się z nim uporam raz dwa. - Powiedział wojownik do Klaudyji, kiedy ta podejrzliwym wzrokiem patrzyła właśnie na rozmarzoną twarz Edithy.
 - Jesteśmy z przyjaciółką bardzo wdzięczne za pomoc. - Odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie.

Nagle wojownik podszedł do Edithy. Ta patrzyła na niego dość pytającym wzrokiem i poczuła się trochę niepewnie. On pokłonił się nisko i zdradził jej swą godność:
 - Młoda damo, jestem Patrick von Zarost, wojownik władcy najwyższego Janusza Zęba II Spasłego. 


Jego głos brzmiał tak męsko kiedy wypowiadał te słowa. Dziewczę zatopione w marzeniach powtórzyło cichym pomrukiem rozmów intymnych jego imię, nie potrafiąc jednocześnie wypowiedzieć swego. Młody rycerz uśmiechnąwszy się jeszcze szerzej, ukazując swe uzębienie połyskujące niczym perły, zapytał:

 - Waćpanno, czyż nie zechciałabyś udać się ze mną na trunek wysokokofeinowy do karczmy „Pod rozbrykanym kucykiem”?


Dziewczyna była jednak tak rozkojarzona, że niepewnie odparła:


 - Nie..
 - Śmiem się z Tobą zgodzić młoda damo, trunki wysokokofeinowe to rzecz wielce niezdrowa. - Odpowiedział, gdyż zdaje się chciał uniknąć niezręcznej sytuacji, czego rzeczywiście udało mu się dokonać.


Stali tak jeszcze przez chwilę patrząc sobie w oczy, po czym wojownik odszedł, gdyż wzywały go obowiązki.


 - Ktoś tu się chyba zakochał. - Powiedziała Klaudyja po odejściu rycerza w sposób dość dokuczliwy.
 - No co ty. Przecież to wojownik Janusza Zęba II Spasłego. Tacy jak on nie zadają się z takimi jak my. - Mówiąc to starała się zapanować nad sobą i rumieńcami, które właśnie zaczęła pojawiać się na jej bladych policzkach. 
 - A jednak zaprosił Cię na kawę. - Drążyła temat przyjaciółka.
 - To jeszcze o niczym nie świadczy. A poza tym, powiedział przecież, że kawa jest niezdrowa. - Editha chciała się bronić, jednocześnie wmawiając sobie, że to co zdarzyło się kilka minut temu, było wytworem jej marzeń, a wojownik nie miał na celu żadnej randki.
 - Naprawdę nie rozumiesz, o co tu chodzi? - Zapytała Klaudyja nie wierząc, że Editha nie zauważyła, że wojownik ją podrywa.
 - O co niby? - Odpowiedziała niechętnie.
 - Zaprosił Cię na kawę. Ty odmówiłaś. Więc, żeby nie było niezręcznej sytuacji, powiedział, że jest niezdrowa.
 - Bez sensu. - W dalszym ciągu nie chciała w to uwierzyć.
 - To ma sens, ale udajesz, że nie rozumiesz. A z resztą i tak wiem, że Ci się podoba. W końcu to przystojny i umięśniony mężczyzna. U nas w szkole takiego nie znajdziesz. - Uśmiechnęła się szeroko, a kiedy zauważyła, że Editha go odwzajemnia była pewna, że się nie myliła, bo przystojny wojownik nieźle namieszał przyjaciółce w głowie.


I udały się w kierunku swych domów. Przez całą drogę rozmawiały o Patricku, jego wyglądzie, postawie. Klaudyja chciała przekonać przyjaciółkę do niego, a Editha z każdą kolejną chwilą była coraz bardziej pewna swojego uczucia do wojownika, jednak dalej starała się to ukrywać przed Klaudyją. 
        Od tamtego dnia, kiedy to dziewczyna wraz z Klaudyją odwiedzały szkołę, oczekiwała chwili, gdy ujrzy go znowu, gdyż nie umiała ze swej pamięci go wymazać. Jednak chwila ta nie chciała nadejść. Szkoły strzegli już inni rycerze... Potem nastały wakacje. Dla młodych uczniów były to 2 miesiące odpoczynku, a także czas, kiedy to pomagali przy żniwach i zbieraniu plonów. Editha nie odwiedzała Koperoszyc przez ponad 60 dni, ale mimo to nie zapomniała o przystojnym wojowniku Patricku von Zarost. Zatopiona w marzeniach nieustannie wiodących jej dusze do upragnionego raju oczekiwała na chwilę, kiedy to ów rycerz znów stanie przed jej oczyma. Gdy to już czas wakacji przeminął, młode panny znów do koperoszyckiej szkoły udawały się codziennie. I ku jej zdumieniu doczekała chwili, kiedyż to wojownik miał stanąć na jej drodze. Tak. To on. Ten sam, którego napotkała 3 miesiące temu, ten mężny i cudowny rycerz, który obronił je przed natrętnym Thomasem. I znów powitał ją przychylnym wyrazem twarzy, tym samym, co wtedy, niezwykłym i nigdzie indziej nie spotykanym, przezacnym uśmiechem. Editha poddurzona radością z tego zdarzenia czuła, jak lędźwia się pod nią uginają.

 - No teraz to już mi nie wmówisz, że masz go gdzieś. Przecież widze jak na niego patrzysz. - Odparła Klaudyja, kiedy weszły do szkoły, choć dobrze wiedziała, że Editha nie zaprzeczy jej słowom.
 - No co? Sama powiedziałaś, że jest bardzo przystojny. - Powiedziała, a jej policzki znowu przybrały piękny, a zarazem delikatny rumiany kolor.
 - No bo jest. Pokaż mu, że jesteś nim zainteresowana. - Uśmiechnęła się szeroko.
 - Ale niby po co? - Odpowiedziała Editha zastanawiąjac się nad tym, czy rzeczywiście chciała użyc tych słów.
 - Bo on Tobą jest. Gołym okiem to widać. A jak na Ciebie patrzy... - Mówiąc to poruszyła zabawnie brwiami, co rozśmieszyło przyjaciółkę.
 - No jak? - Zapytała przez śmiech.
 - Jakby się miał na Ciebie rzucić i zacząć całować, a ty nie byłabyś wstanie wyrwać się z jego uścisku. - Powiedziała dramatycznym głosem i obie roześmiały się głośno.
 - Hahahah..Daj sobie spokój. 
 - No serio mówię.
 - Nie wątpię. Byłaś tak poważna w momencie wypowiadania tych słów. - Odpowiedziała, po czym obie rozbawione udały się na lekcje

Klaudyja często poruszała temat Patricka przy Edithie, bo wiedziała, że wojownik ten nie jest jej obojętny i próbowała przekonać ją do podjęcia jakichś kroków. I choć ta udawała, że nie szaleje za nim aż tak bardzo, tak naprawdę nie potrafiła ukryć zauroczenia jego osobą. Każde wspomnienia osoby wojownika wywoływało na jej twarzy uśmiech, którego nie potrafiła opanować.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

PROLOG

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest niezamierzone i przypadkowe. Amen.