sobota, 23 marca 2013

Rozdział VII

        Editha zbudziła się bardzo wcześnie. Jako pierwsza. Poszła nad rzeczkę, w to samo miejsce, gdzie wieczorem dumała o niebieskich migdałach. Poranek wstawał jasny i rześki. Słońce wyłaniało się powoli, lecz nieubłaganie zza horyzontu. Zanurzyła ręce w chłodnej wodzie i przemyła nią twarz. Uświadomiła sobie, że tęskno jej do Marklowicka, do jej chatki, w której to każdego dnia spędzała mile chwile, za tymi łąkami zielonymi, niczym oczy Patricka i tym błogim spokojem, którego nigdy nikt zakłócić nie był wstanie. Gdyby teraz była w domu, przygotowywałaby się pewnie w drogę do koperoszyckiej szkoły. Ale nie była. Znajdowała się w jakimś zagajniku z dala od domu. Lecz nie sama, gdyż przyjaciele towarzyszyli jej nieustannie. Zawsze mogła na nich liczyć. Nawet w chwilach największego kryzysu, kiedy to po policzkach jej spływały strumienie łez. Znów się zadumała. Widocznie sprzyjał temu panujący w tej okolicy spokój.
 
*** 

        Złociste promienie słońca muskały szare mury zamku w Ustrońku. Jeden jasny strumień światła wpadł przez otwarte okno do sypialni Patricka von Zarost. Świecił mu na twarz, toteż ten od razu się zbudził. Czuł się dziwnie. Inaczej niż zwykle. Nie był świadom, czy było to spowodowane. Wstał i podszedł do okna spokojnym krokiem. Spojrzał przez nie. Od kilku dni miał pewne problemy z pamięcią, to też niedokładnie pamiętał, co przed przybyciem do Ustrońska czynił. Hen, daleko dostrzegł zarys murowanej wieży zamkowej. Przez myśl mu przeszło, że może ona należeć do koperoszyckiego pałacu. Był on z nim dosyć poważnie związany. Od lat 3 był mężnym wojownikiem swego króla Janusza Zęba II Spasłego. Brakowało mu tego. Choć przekonany był o swej miłości do Agatelli, to jednakże służba wielmożnemu władcy była prawdziwym obowiązkiem. Zaczął odczuwać tęsknotę. Lubił walczyć, pokonywać przeciwników, a zwycięstwo było dlań ogromną satysfakcją. Lubił także być wysyłanym na służbę. Najczęściej strzegł murów koperoszyckiej szkoły. Nagle przypomniał sobie pewną dziewczynę. Nie był pewien, w jakich to okolicznościach miał okazję ją poznać, jednakże kojarzył jej postać. Była panną o złocistych włosach, niczym łany zboża w czasie lata, o oczach zielonkawych niczym trawa i cudownym uśmiechu. Nie pamiętał jej imienia. Próbował sobie przypomnieć coś więcej, ale niestety bezskutecznie. Nagle do komnaty weszła uradowana Agatella.

 - Dzień dobry mój kochany! Przyniosłam Ci śniadanie... - Powiedziała, po czym podała wojownikowi pełną tacę. - W kielichu masz także sok, który tak bardzo lubisz. - Dodała, a Patrick złożył jej podziękowania pocałunkiem w policzek.

Wiedźma miała dobry humor tego dnia, jednak z Patrickiem było odwrotnie. Tęsknota za Koperoszycami dawała się we znaki. Agatella widząc jego ponurą minę powiedziała, żeby jeszcze trochę odpoczął, po czym wyszła zostawiając go samego. Ten zjadł, to co przyniosła mu jego ukochana i napił się tego napoju, bo rzeczywiście smak jego był niezwykły. nagle poczuł, iż robi mu się słabo. Rozbolała go głowa i postanowił spocząć na łożu. Zasnął, a kiedy się ocknął i zechciał sobie przypomnieć, co też takiego robił wcześniej, uświadomił sobie, że w jego pamięci jest czarna dziura. Nie wiedział nic prócz tego, że znajduje się w zamku swej ukochanej Agatelli. Patrick nie był niczego świadom, ale sok przez nią przygotowany był jedną z jej mikstur, która miała wyczyścić pamięć rycerza, co pozwalało jej nad umysłem wojownika zapanować.

***

        Było wczesne popołudnie. tym razem wyprawę postanowił poprowadzić Wiolas. Nie bez powodu. Taki był rozkaz jego pani. Nikt uwagi na trasę podróży nie zwracał, gdyż przekonani byli, że ich przyjaciel doskonale to otoczenie zna. Szli tak, aż dotarli w bardzo ponure okolice. W końcu weszli do wielkiego lasu. Miejsce to było dosyć przerażające. Drzewa były wysokie i gęste, toteż nie docierały tam promienie słoneczne. Było bardzo ciemno. Na szczęście Klaudyja miała lampę, która dała im odrobinę światła. Kręcili się tak po tym lesie z nadzieją, że w końcu kiedyś z niego wyjdą, ale jakoś się na to nie zanosiło. W którą by nie poszli stronę, nie było widać końca. Postanowili się zatrzymać, a Wiolas von Pasterz przemówił:

 - Niestety nie wiem, jak moglibyśmy się z tego ogromnego lasu wydostać.
 - Zgubiliśmy się? - Zapytała Editha z lekkim poddenerwowaniem, choć już od kilku minut to podejrzewała.
 - No cóż, nie miałem pojęcia, że możemy tutaj zabłądzić. - Odpowiedział wojownik, który był dość dobrym aktorem, bo okłamywanie współtowarzyszy przychodziło mu z łatwością.
 - I co teraz? - Wtrąciła zirytowana łowczyni wampirów.
 - Poczekajmy do rana. Teraz zapada zmrok i jest coraz ciemniej. Kiedy wzejdzie słońce na pewno zrobi się choć trochę jaśniej i będzie nam łatwiej znaleźć odpowiednią drogę. - Powiedział Wiolas przywódczym tonem.
 - Mamy tu spać? - Oburzyła się Klaudyja. - Przecież tu jest strasznie i słychać jakieś dziwne odgłosy!
 - Chyba nie mamy wyjścia. - Odparła Editha, w której głosie również pobrzmiewał strach. 

Młoda dziewczyna usiadła wraz z Arletusem na jednym z kamieni się tam znajdujących. Łowczyni wampirów przez dłuższą chwilę przyglądała się Wiolasowi. Zachowywał się dosyć dziwnie i podejrzanie. Była przekonana, że to całe zabłądzenie w lesie, wcześniej zostało zaplanowane. Miała już swoją teorię, dlaczegóż to ów wojownik przyłączył się do Drużyny Zabójców Cienia i po co ich tutaj przyprowadził. Jednakże nikomu nie chciała zdradzać swych podejrzeń, gdyż poczekać chciała na dowodów więcej. Nagle wszyscy posłyszeli huki i trzaski w powietrzu. Z drzew zaczął wyłaniać się metalowy gryf, którego dosiadał Janus. Za swoim dowódcą w towarzystwie upiornego szczeku metalowych skrzydeł sunęły ciężkie fruwające maszyny niosące w siodłach opancerzone gnomy. Oddział podzielony był na dwie grupy: jedna szturmowa, gdzie żołnierze trzymali w zielonych, wychudzonych dłoniach kopie i dwusieczne topory i druga, w której znajdujący się dystansowcy byli uzbrojeni w strzelby. Przestraszeni napaścią młodzi wojownicy schowali się do wgłębienia w skale, którego nie można by nazwać jaskinią, jednakże dawało niewielkie schronienie. Ich drużyna składała się zaledwie z 5 osób, a wrogowie tacy potężni. W pewnej chwili dało się słyszeć szczęk łamanych kości. Na oczach wojowników łowczyni wampirów zaczęła przybierać swoją wilczą postać. Stawy zaczęły zmieniać swoje położenie, a ręce i nogi w akompaniamencie zgrzytów i trzasków zmieniać w umięśnione szpony bestii. Skórę dziewczyny zaczęła pokrywać szorstka sierść tworząc tarczę, którą mógł przebić teraz tylko srebrny nabój. Gdy przemiana się zakończyła, wilkołak jednym potężnym susem skoczył no kołujący najbliżej samolot. W tym samym czasie dzielna Klaudyja rzuciła się na drugi z nich. Szarpała się z gnomem, aż w końcu wyrzuciła go z pojazdu, przejęła stery, po czym zaczęła atakować resztę. Niespodziewanie pojawił się warrior i stanął po stronie Drużyny Zabójców Cienia. Rzucał się na przeciwników i skutecznie z nimi walczył. Gdy tylko Janus zbliżył się, warrior z młodymi wojownikami natychmiast przystąpili do ataku i choć nie było łatwo, a walka była ciężka, udało im się go zabić. Miecz wystawał z ciała Janusa, gdy ten wijąc się i plując krwią, kawałek po kawałku zamieniał się w pył, by powrócić do swej pani - Agatelli. Editha podziękowała warriorowi za walkę i pomoc. Opowiedziała mu historię związaną z Agatellą i Patrickiem. Ten bez chwili zawahania postanowił przystąpić do Drużyny Zabójców Cienia.

 - A gdzie się podział Wiolas? - Zapytał Arletus, który opatrzał właśnie niewielki rany Klaudyji.
 - To sprzymierzeniec Agatelli. - Odparła łowczyni wampirów. - Jego celem było zatrzymanie nas i nie dopuszczenie do jej zamku. Przyłączył się do nas w Dworze Zebrzydowskim i udawał alianta, a tak naprawdę stał po stronie wroga. Informował Agatellę o przebiegu naszej wyprawy listami, które wysyłał jej poprzez sokoła. Przez cały czas nas szpiegował, a do tego lasu przyprowadził specjalnie, gdyż taki był plan wiedźmy. On miał nas tu ściągnąć i wmówić, że się zgubiliśmy, choć tak naprawdę chodziliśmy w kółko i nie mogliśmy w ten sposób dotrzeć do końca lasu, a jej armia miała nas zaatakować. Od samego początku wydawał się podejrzany i wiedziałam, że coś knuje, dlatego nie spuszczałam go z oka. Gnomom udało się nas zaatakować, jednakże dzięki temu warriorowi, pokonaliśmy je, a przywódcę ich zabiliśmy. Ale musimy być czujni. Armia Agatelli już niedługo na pewno nas odwiedzi ponownie.

4 komentarze:

  1. Jeju, jak to wciąga ! ♥
    Aż mi serce waliło jak to czytałam :)
    Jestem ciekawa co będzie dalej.
    Nigdy nie przestawaj pisać tego bloga, bo masz meega talent. <33
    www.littleworldnessy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz talent do pisania opowiadań *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. [SPAM]
    W świecie, w którym żyją magowie, gdzie magia i nauka to to samo, a ten kto posiada moc ma jednocześnie ogromny prestiż i poważanie, dzieją się straszne rzeczy. Na Ziemi, co jakiś czas dochodzi do ataków "Istot". Nikt nie wie czym są i skąd przychodzą, poza pewną Agencją, która poszukuje nowych wcieleń legendarnych Białych Magów. Jednak, czy to jest życie jakie chcą wieść współcześni "młodzi" ludzie? Czy nie przerośnie ich odpowiedzialność jaką narzucił na nich los? Jednak, czy w takim wypadku można mówić o losie...
    Zapraszam na:
    http://agency-of-white-magicians.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Talent wyczuwam . <3 Nie wiem co mogę tutaj napisać bo treść mega mnie ciekawi, no i jak patrzę na ten dobór słów to aż zazdroszczę, bo ja tam nie potrafię :) Jeśli znajdziesz jakaś wolną chwilkę proszę o choćby zaglądnięcie na mojego bloga (posiadam tylko 1). Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń