Wstali o świcie. Editha zachowywała się jakby Kamilosa w ogóle tam nie było. Traktowała go jak powietrze. Co dosyć go uraziło. Łowczyni od razu zauważyła, że z przyjaciółką jest coś nie tak. Ale jak na razie postanowiła zaczekać z jakimkolwiek wypytywaniem o powody jej obojętności wobec nich, a w szczególności wobec Kamilosa. Była ciekawa tego, gdzie Editha była wczorajszego wieczoru i czy przypadkiem młodego lekarza też tam nie było, a jeśli tak, to co takiego się tam wydarzyło. Z pewnością coś jednak miało miejsce.
Editha wędrowała w milczeniu, na samym końcu. Słowem się nie odzywała. To było do niej niepodobne. Zwykle buzia jej się nie zamykała. Tak naprawdę nie mogła doczekać się momentu, kiedy Kamilos wsiądzie na statek i odpłynie, a ona już nigdy więcej go nie zobaczy. Po jego odejściu poprzedniego wieczoru, posiedziała jeszcze trochę na wzgórzu, przemyślała wszystko raz jeszcze i zrozumiała, że to Patrick jest dla niej wszystkim, a ten lekarz może w najlepszym wypadku zostać jej dobrym znajomym. Z przodu szedł właśnie on wraz z Arletusem. Prowadzili bardzo interesującą konwersację na tematy głównie związane z medycyną, w końcu oboje byli lekarzami. Kamilos mimo wielkiego zaangażowania w rozmowę co chwilę odwracał głowę i spoglądał na blondwłosą dziewczynę. Tak naprawdę chciał nacieszyć się jej widokiem, gdyż za kilkanaście godzin będzie już na statku do Boat-island i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczą. Był w niej zakochany. Spodobała mu się od samego początku. Ale niestety ma już swego ukochanego, wojownika, któremu on pewnie nawet w połowie nie dorównywał. Nie potrafił się z tym pogodzić. Poczuł się zraniony, ale przecież ona nic mu nie obiecywała. Nie powinien był się tak angażować.
Według Michaela do najbliższej wioski było kilka godzin drogi. Oznaczało to, że wieczorem powinni już tam być. Teraz jednak postanowili odpocząć. Zasiedli pod jednym z kilku drzew z rozłożystymi konarami przepełnionymi liśćmi, które ochroniło ich wszystkich przed ostrymi promieniami słońca. Było bowiem samo południe. Klaudyja usiadła obok Michaela, który objął ją swym ramieniem. Tak miło razem wyglądali. Byli szczęśliwą zakochaną parą i czasami, gdy Editha spoglądała na nich, rodziła się gdzieś w niej taka mała iskierka zazdrości. Arletus sięgnął po coś do jedzenia, gdyż od dobrych kilku kilometrów nie miał nic w ustach, a jego żołądek domagał się obiadu. Edithie brakowało już rozmów z przyjaciółmi, więc usiadła obok łowczyni i zaczęła pogawędkę. Nie wspominała jednak o wydarzeniach poprzedniego wieczoru, a jej przyjaciółka nie chciała w te sprawy wnikać. Z pewnością, gdyby było to coś poważnego, wiedziałaby o tym pierwsza.
W ich stronę zmierzała szara, przelewająca się masa stworzona wbrew prawu natury, z czarów złowrogiej Agatelli. Ciało potwora pokryte śluzem lśniło w południowym słońcu wydając chlupoczący dźwięk przy każdym zetknięciu z ziemią. Jedyną bronią był topór trzymany w czymś na kształt ręki. Zamglony wzrok stworzenia zatrzymał się na stojących nieopodal wojownikach. Przyjaciele nie wiedzieli, co się dzieje. Na początku myśleli, że mają jakieś omamy i zwidy przez ten straszliwy upał, ale im bliżej potwór podchodził, tym bardziej oni przekonywali się o jego rzeczywistym istnieniu.
***
Wojownik obudził się wypoczęty. Od kilku dni nie spał zbyt dobrze i czuł się nie najlepiej. Tego dnia było inaczej. Jego komnata była dość przestronna. Na przeciwko wielkiego łóżka znajdowało się przejście do niewielkiej łazienki. Patrick wstał i udał się tam, by trochę się odświeżyć. Stanął przed znajdującym się w niej średniej wielkości lustrem i zaczął się sobie przyglądać. Zobaczył swoje odbicie. Była to przystojna twarz pokryta zarostem, smutna i ponura. Była to twarz człowieka nieszczęśliwego. Do tej pory wydawało mu się, że znajduje się w odpowiednim miejscu, przy boku odpowiednich osób, przy których czuje się szczęśliwy, ale to wszystko się zmieniło. Jego ukochana prawie w ogóle nie poświęcała mu czasu. Zajmowała się tylko swoimi sprawami. A w końcu był tam dla niej. To tylko ze względu na nią opuścił Koperoszyce, do których był tak bardzo przywiązany. A teraz zaczynał powoli tego żałować. Będąc tam w Ustrońsku nie miał nic. Siedział zamknięty w czterech ścianach, w ogromnym zamczysku. Nie miał się nawet do kogo odezwać.
Przerwał swe rozmyślania na chwilę, po czym przemył twarz wodą, co rozbudziło go jeszcze bardziej. Później sięgnął po jasną koszulę i przywdział ją na swą seksowną klatkę piersiową i pozapinał niewielkie guziczki. Potem podszedł do okna, tego, przy którym lubił spędzać najwięcej czasu, a to dlatego, że właśnie z niego mógł wypatrywać rozciągającej się na horyzoncie panoramy Koperoszyc...
Zawsze kiedy tam spoglądał, powracały wszystkie wspomnienia. I choć bywało, że pod wpływem eliksirów Agatelli pamięć jego często zanikała, widok swego ukochanego miejsca w oddali powodował, że te specyficzne napoje przestawały działać, gdyż tęsknota wojownika za ukochanym miejscem była zbyt silna. Kiedy ostatnio rozmawiał z ukochaną, ta powiedziała, że przemyśli jego ewentualny powrót do Koperoszyc, ale wiedział, że to tak naprawdę nie nastąpi. Wiedźma była pewna, że jeżeli wojownik się tam uda, ciężko będzie namówić go na powrót. Bała się o swój plan. Mogła zyskać tak wiele zawierając związek małżeński z Patrickiem, ale nie było w tym wszystkim ani odrobiny miłości. Tego wojownik nie wiedział. Ciągle wydawało mu się, że Agatella naprawdę go kocha. On nie miał pojęcia o jej zamiarach. Nie ma pojęcia o tym, że jest zła, że jest potężną wiedźmą ukrywającą się pod wizerunkiem zwykłej dziewczyny. Tak bardzo chciał wrócić do domu. Miał tam przyjaciół, stałe zajęcie, był tam po prostu szczęśliwy. A przede wszystkim nurtowało go, co się stało z tą dziewczyną, którą miał okazję poznać przed szkołą. Była taka piękna. W głowie ciągle pojawiał mu się obraz jej uśmiechniętej od ucha do ucha twarzyczki. Tak naprawdę, kiedy pojawiła się Agatella, Patrick zupełnie o niej zapomniał, ale teraz coraz częściej przywoływał do siebie krótkie chwile, gdy to mógł stać na przeciwko niej i wpatrywać się w jej zielone oczęta. "Cóż mogę zrobić?" - Pomyślał. W zasadzie to nie wiele. Agatella zbyt dobrze go pilnowała. Żadna ucieczka nie wchodziła w grę. Z drugiej strony, miał tutaj ukochaną. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł poradzić nic na to, że jego tęsknota była tak silna...
Im bardziej pogłębiał się w zamyśleniach tym szybciej docierało do niego, że Agatella prawdopodobnie nie jest z nim do końca szczera i zaczął mieć podejrzenia, że go oszukuje. Nie miał niestety jak na razie żadnych dowodów, by to udowodnić, jednak ona zbyt ostro i rygorystycznie go traktowała.
- Przecież jestem jej ukochanym, a nie więźniem.... Coś tutaj nie gra.! - Powiedział do siebie.
Podszedł do łóżka i ułożył się na nim wygodnie umieszczając pod głową wielkie puchate poduszki. W komnacie było dość ciepło, bo ogrzewało ją słońce wpadające doń przez okna. Patrick rozpiął guziki swej koszuli, gdyż zrobiło mu się gorąco. Wyglądał naprawę seksownie. Podczas tego wspominania i przywoływania pięknych obrazów z przeszłości naszła go ochota, żeby zrobić sobie dobrze. Patrick miał naprawdę bujną wyobraźnię i potrafił nie jedną dziewczynę rozebrać w myślach. Przyjął wygodną pozycję i postanowił się zrelaksować i rozluźnić. Zsunął spodnie lekko w dół. Wyciągnął swego dużego, twardego już członka, wziął go w dłoń i zaczął delikatnie masować, a chwilę później posuwał ręką w górę i w dół zwiększając szybkość. Dyszał już lekko, momentami pojękiwał. Było mu naprawdę dobrze. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Musiał przerwać... Podciągnął spodnie ukrywając w nich swojego sztywnego członka.
- Proszę.! - Odpowiedział poirytowany.
Do komnaty wszedł jeden ze służących. W rękach trzymał wielką tacę ze śniadaniem dla wojownika. Podszedł do stolika znajdującego się na w centrum pomieszczenia i położył na nim tę tacę, na której to znajdował się dość wielki talerz z przysmakami i duży dzban z napojem przypominającym sok pomarańczowy oraz spory kielich.
- Smacznego.! - Powiedział służący i natychmiast opuścił komnatę, nie czekając na podziękowania wojownika.
Gdy tylko drzwi się zamknęły Patrick powrócił do swojego zajęcia. Niestety służący mu przeszkodził i jego podniecenie opadło. Musiał więc zacząć od początku. Ponownie go wyjął i zaczął pieścić dłonią. Jego wyobraźnia była naprawdę pobudzona... Wykonywał te znaczące ruchy: góra i dół... i tylko zamykał oczy jęcząc jednocześnie z rozkoszy. Czując nadchodzący wytrysk przyspieszył tempo ruchów. Dyszał coraz szybciej, był coraz bardziej podniecony. I nagle z jego członka wytrysnęła sperma, a on wydał z siebie głośny jęk, świadczący o niesamowitej rozkoszy, której doznał. Poczuł jak uchodzi z niego napięcie... Ułożył się na łóżku rozluźniony i zadowolony. Był trochę zmęczony, więc postanowił napić się napoju przyniesionego przez służącego. Napój smakował jak zwykły sok, nie było w nim nic podejrzanego, lecz po kilku minutach Patrick zapadł nagle w głęboki sen.