środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział XII *

* Niniejszy rozdział zawiera treści przeznaczone dla osób dorosłych.

        Wstali o świcie. Editha zachowywała się jakby Kamilosa w ogóle tam nie było. Traktowała go jak powietrze. Co dosyć go uraziło. Łowczyni od razu zauważyła, że z przyjaciółką jest coś nie tak. Ale jak na razie postanowiła zaczekać z jakimkolwiek wypytywaniem o powody jej obojętności wobec nich, a w szczególności wobec Kamilosa. Była ciekawa tego, gdzie Editha była wczorajszego wieczoru i czy przypadkiem młodego lekarza też tam nie było, a jeśli tak, to co takiego się tam wydarzyło. Z pewnością coś jednak miało miejsce.
        Editha wędrowała w milczeniu, na samym końcu. Słowem się nie odzywała. To było do niej niepodobne. Zwykle buzia jej się nie zamykała. Tak naprawdę nie mogła doczekać się momentu, kiedy Kamilos wsiądzie na statek i odpłynie, a ona już nigdy więcej go nie zobaczy. Po jego odejściu poprzedniego wieczoru, posiedziała jeszcze trochę na wzgórzu, przemyślała wszystko raz jeszcze i zrozumiała, że to Patrick jest dla niej wszystkim, a ten lekarz może w najlepszym wypadku zostać jej dobrym znajomym. Z przodu szedł właśnie on wraz z Arletusem. Prowadzili bardzo interesującą konwersację na tematy głównie związane z medycyną, w końcu oboje byli lekarzami. Kamilos mimo wielkiego zaangażowania w rozmowę co chwilę odwracał głowę i spoglądał na blondwłosą dziewczynę. Tak naprawdę chciał nacieszyć się jej widokiem, gdyż za kilkanaście godzin będzie już na statku do Boat-island i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczą. Był w niej zakochany. Spodobała mu się od samego początku. Ale niestety ma już swego ukochanego, wojownika, któremu on pewnie nawet w połowie nie dorównywał. Nie potrafił się z tym pogodzić. Poczuł się zraniony, ale przecież ona nic mu nie obiecywała. Nie powinien był się tak angażować.
         Według Michaela do najbliższej wioski było kilka godzin drogi. Oznaczało to, że wieczorem powinni już tam być. Teraz jednak postanowili odpocząć. Zasiedli pod jednym z kilku drzew z rozłożystymi konarami przepełnionymi liśćmi, które ochroniło ich wszystkich przed ostrymi promieniami słońca. Było bowiem samo południe. Klaudyja usiadła obok Michaela, który objął ją swym ramieniem. Tak miło razem wyglądali. Byli szczęśliwą zakochaną parą i czasami, gdy Editha spoglądała na nich, rodziła się gdzieś w niej taka mała iskierka zazdrości. Arletus sięgnął po coś do jedzenia, gdyż od dobrych kilku kilometrów nie miał nic w ustach, a jego żołądek domagał się obiadu. Edithie brakowało już rozmów z przyjaciółmi, więc usiadła obok łowczyni i zaczęła pogawędkę. Nie wspominała jednak o wydarzeniach poprzedniego wieczoru, a jej przyjaciółka nie chciała w te sprawy wnikać. Z pewnością, gdyby było to coś poważnego, wiedziałaby o tym pierwsza.
        W ich stronę zmierzała szara, przelewająca się masa stworzona wbrew prawu natury, z czarów złowrogiej Agatelli. Ciało potwora pokryte śluzem lśniło w południowym słońcu wydając chlupoczący dźwięk przy każdym zetknięciu z ziemią. Jedyną bronią był topór trzymany w czymś na kształt ręki. Zamglony wzrok stworzenia zatrzymał się na stojących nieopodal wojownikach. Przyjaciele nie wiedzieli, co się dzieje. Na początku myśleli, że mają jakieś omamy i zwidy przez ten straszliwy upał, ale im bliżej potwór podchodził, tym bardziej oni przekonywali się o jego rzeczywistym istnieniu.

***

        Wojownik obudził się wypoczęty. Od kilku dni nie spał zbyt dobrze i czuł się nie najlepiej. Tego dnia było inaczej. Jego komnata była dość przestronna. Na przeciwko wielkiego łóżka znajdowało się przejście do niewielkiej łazienki. Patrick wstał i udał się tam, by trochę się odświeżyć. Stanął przed znajdującym się w niej średniej wielkości lustrem i zaczął się sobie przyglądać. Zobaczył swoje odbicie. Była to przystojna twarz pokryta zarostem, smutna i ponura. Była to twarz człowieka nieszczęśliwego. Do tej pory wydawało mu się, że znajduje się w odpowiednim miejscu, przy boku odpowiednich osób, przy których czuje się szczęśliwy, ale to wszystko się zmieniło. Jego ukochana prawie w ogóle nie poświęcała mu czasu. Zajmowała się tylko swoimi sprawami. A w końcu był tam dla niej. To tylko ze względu na nią opuścił Koperoszyce, do których był tak bardzo przywiązany. A teraz zaczynał powoli tego żałować. Będąc tam w Ustrońsku nie miał nic. Siedział zamknięty w czterech ścianach, w ogromnym zamczysku. Nie miał się nawet do kogo odezwać.
        Przerwał swe rozmyślania na chwilę, po czym przemył twarz wodą, co rozbudziło go jeszcze bardziej. Później sięgnął po jasną koszulę i przywdział ją na swą seksowną klatkę piersiową i pozapinał niewielkie guziczki. Potem podszedł do okna, tego, przy którym lubił spędzać najwięcej czasu, a to dlatego, że właśnie z niego mógł wypatrywać rozciągającej się na horyzoncie panoramy Koperoszyc...
        Zawsze kiedy tam spoglądał, powracały wszystkie wspomnienia. I choć bywało, że pod wpływem eliksirów Agatelli pamięć jego często zanikała, widok swego ukochanego miejsca w oddali powodował, że te specyficzne napoje przestawały działać, gdyż tęsknota wojownika za ukochanym miejscem była zbyt silna. Kiedy ostatnio rozmawiał z ukochaną, ta powiedziała, że przemyśli jego ewentualny powrót do Koperoszyc, ale wiedział, że to tak naprawdę nie nastąpi. Wiedźma była pewna, że jeżeli wojownik się tam uda, ciężko będzie namówić go na powrót. Bała się o swój plan. Mogła zyskać tak wiele zawierając związek małżeński z Patrickiem, ale nie było w tym wszystkim ani odrobiny miłości. Tego wojownik nie wiedział. Ciągle wydawało mu się, że Agatella naprawdę go kocha. On nie miał pojęcia o jej zamiarach. Nie ma pojęcia o tym, że jest zła, że jest potężną wiedźmą ukrywającą się pod wizerunkiem zwykłej dziewczyny. Tak bardzo chciał wrócić do domu. Miał tam przyjaciół, stałe zajęcie, był tam po prostu szczęśliwy. A przede wszystkim nurtowało go, co się stało z tą dziewczyną, którą miał okazję poznać przed szkołą. Była taka piękna. W głowie ciągle pojawiał mu się obraz jej uśmiechniętej od ucha do ucha twarzyczki. Tak naprawdę, kiedy pojawiła się Agatella, Patrick zupełnie o niej zapomniał, ale teraz coraz częściej przywoływał do siebie krótkie chwile, gdy to mógł stać na przeciwko niej i wpatrywać się w jej zielone oczęta. "Cóż mogę zrobić?" - Pomyślał. W zasadzie to nie wiele. Agatella zbyt dobrze go pilnowała. Żadna ucieczka nie wchodziła w grę. Z drugiej strony, miał tutaj ukochaną. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł poradzić nic na to, że jego tęsknota była tak silna...
        Im bardziej pogłębiał się w zamyśleniach tym szybciej docierało do niego, że Agatella prawdopodobnie nie jest z nim do końca szczera i zaczął mieć podejrzenia, że go oszukuje. Nie miał niestety jak na razie żadnych dowodów, by to udowodnić, jednak ona zbyt ostro i rygorystycznie go traktowała.

 - Przecież jestem jej ukochanym, a nie więźniem.... Coś tutaj nie gra.! - Powiedział do siebie.

        Podszedł do łóżka i ułożył się na nim wygodnie umieszczając pod głową wielkie puchate poduszki. W komnacie było dość ciepło, bo ogrzewało ją słońce wpadające doń przez okna. Patrick rozpiął guziki swej koszuli, gdyż zrobiło mu się gorąco. Wyglądał naprawę seksownie. Podczas tego wspominania i przywoływania pięknych obrazów z przeszłości naszła go ochota, żeby zrobić sobie dobrze. Patrick miał naprawdę bujną wyobraźnię i potrafił nie jedną dziewczynę rozebrać w myślach. Przyjął wygodną pozycję i postanowił się zrelaksować i rozluźnić. Zsunął spodnie lekko w dół. Wyciągnął swego dużego, twardego już członka, wziął go w dłoń i zaczął delikatnie masować, a chwilę później posuwał ręką w górę i w dół zwiększając szybkość. Dyszał już lekko, momentami pojękiwał. Było mu naprawdę dobrze. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Musiał przerwać... Podciągnął spodnie ukrywając w nich swojego sztywnego członka.

 - Proszę.! - Odpowiedział poirytowany.

Do komnaty wszedł jeden ze służących. W rękach trzymał wielką tacę ze śniadaniem dla wojownika. Podszedł do stolika znajdującego się na w centrum pomieszczenia i położył na nim tę tacę, na której to znajdował się dość wielki talerz z przysmakami i duży dzban z napojem przypominającym sok pomarańczowy oraz spory kielich.

 - Smacznego.! - Powiedział służący i natychmiast opuścił  komnatę, nie czekając na podziękowania wojownika.

Gdy tylko drzwi się zamknęły Patrick powrócił do swojego zajęcia. Niestety służący mu przeszkodził i jego podniecenie opadło. Musiał więc zacząć od początku. Ponownie go wyjął i zaczął pieścić dłonią. Jego wyobraźnia była naprawdę pobudzona... Wykonywał te znaczące ruchy: góra i dół... i tylko zamykał oczy jęcząc jednocześnie z rozkoszy. Czując nadchodzący wytrysk przyspieszył tempo ruchów. Dyszał coraz szybciej, był coraz bardziej podniecony. I nagle z jego członka wytrysnęła sperma, a on wydał z siebie głośny jęk, świadczący o niesamowitej rozkoszy, której doznał. Poczuł jak uchodzi z niego napięcie... Ułożył się na łóżku rozluźniony i zadowolony. Był trochę zmęczony, więc postanowił napić się napoju przyniesionego przez służącego. Napój smakował jak zwykły sok, nie było w nim nic podejrzanego, lecz po kilku minutach Patrick zapadł nagle w głęboki sen.

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział XI

        Agatella w swej komnacie przygotowywała właśnie plan kolejnego ataku na Drużynę Zabójców Cienia. Po ostatniej porażce na Janusa i Wiolasa nie mogła już liczyć. Musiała znaleźć nowego przywódcę, który będzie o wiele inteligentniejszy i będzie potrafił prawidłowo przeprowadzić atak. A o takiego kogoś wcale nie było łatwo. Jej poddani byli niewątpliwie nie mała grupą, do tego jeszcze miała swoją służbę na zamku, ale tak naprawdę żaden z potencjalnych kandydatów na przywódcę nie grzeszył rozumem i bała się powierzyć któremukolwiek z nich tak ważna misję. Nawet zastanawiała się nad tym, aby ona sama stanęła na czele licznej armii, jednak było to ryzykowne. Co prawda jej wojownicy byli bardziej wykształceni i mieli o wiele skuteczniejszą broń niż ta banda nastolatków, ale ostatni razem nie udało im się ich pokonać. "Może to wcale nie była wina przywódcy, a tego, że drużyna Edithy ma w zanadrzu jakieś moce?" - Pomyślała. "Ale skąd niby mieli by je mieć? Przecież to tylko garstka ludzi ze wsi mających zaledwie kilka noży i łuków."

 - Przecież to ja jestem wiedźmą i mogę sobie wyczarować i stworzyć to, czego tylko zapragnę.! - Dokończyła swą myśl, wypowiadając to zdanie z triumfem. - Nikt nie zdoła mnie pokonać. Muhahahahahahaa.!

Po chwili zastanowienia, doszła do wniosku, że plan i przygotowanie ataku zostawi na później i postanowiła, że dobrze byłoby odwiedzić swego starego przyjaciela Paula. " Muhahahahah... dawno nikt mnie porządnie nie wyruchał..." - Pomyślała z uśmiechem. Długo się nie widzieli, a miała mu tyle do opowiedzenia. Z pewnością ucieszy się z jej wizyty. Patrickiem jak zwykle prawie w ogóle się nie przejmowała. Po zabiciu Melisy przygotowała dla niego mocniejszy eliksir, który miał wymazać mu pamięć, bo ten poprzedni nie działał już na niego tak, jak powinien i młody wojownik zaczął tęsknić za domem jednocześnie pragnąc tam powrócić. " Powinien spać do późnego wieczora." - Pomyślała, po czym pochwyciła w rękę dużą, czarną torbę i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem.

***

        Wyruszyli z samego rana. Kamilos był zafascynowany podróżą. W zasadzie ciężko było odkryć cel jego zaangażowania w tę wyprawę. Nie trudno było zauważyć, że od samego początku młoda dziewoja z Marklowicka mu się spodobała, ale była to podróż do Ustrońska, gdzie Editha miała uratować swego ukochanego z rąk złej wiedźmy. Co prawda mógł dzięki temu spędzić z nią sporo czasu, lecz to, że dziewczyna zrezygnuje z takiego wyzwania, jakim jest wojna z Agatellą na rzecz jej wymarzonego Patricka, było prawie niemożliwe. A może właśnie na to liczył, że odwiedzie ją od tak szalonego pomysłu i Editha zostanie z nim?
        Wędrowali już około 2 godzin. Editha prawie w ogóle się nie odzywała, choć Kamilos robił kilka podejść. Jednak nic z tego. Dziewczyna przemierzała kilometry w zamyśleniu i zadumie. W jej życiu panował chaos. Kamilos cały czas był przy jej boku. Martwiło go dziwne zachowanie dziewoi i nawet przeszło mu przez myśl, że to on może być powodem jej zmartwień. Zastanawiał się nad tym, czy przypadkiem Editha nie skłamała mówiąc, iż cieszy się z tego powodu, że młodzieniec dołączy do ich drużyny. "Może tak naprawdę nie chciała, abym z nimi poszedł?" - Pomyślał. Miał wielką ochotę przerwać tę niezręczną ciszę. Nie był jednak pewien, o co ją zapytać i czy przypadkiem sobie tym nie zaszkodzi. 
        Powoli zapadał zmrok. Drużyna Zabójców Cienia postanowiła zatrzymać się pod niewielkim wzgórzem i tam przenocować. Po kolacji Arletus wraz z Michaelem udali się na spoczynek, a Klaudyja z łowczynią wampirów postanowiły omówić kilka spraw. Kamilos zasiadł pod jednym z pięknych dębów i odpłynął gdzieś w zadumie, a Editha postanowiła przejść się na spacer. Klaudyja chciała dowiedzieć się, co się dzieje z ich blonwłosą przyjaciółką, jednak młody lekarz z Cieszyńska był zbyt blisko i mógłby dosłyszeć rozmowę dziewcząt, a niewątpliwie jego dotyczyła. Siedział więc i rozmawiały o zauroczeniu Klaudyji Michaelem. Były tak przejęte, że nawet nie zauważyły, kiedy to Kamilos zniknął spod drzewa.
        Wieczór był naprawdę ciepły. Editha uznała, że taki spacer w samotności na pewno dobrze jej zrobi. Postanowiła wejść na to wzgórze, pod którym rozbili się na nocleg. Choć nie było zbyt wysokie, widoki w rzeczywistości były piękne. W oddali było widać resztki zachodzącego słońca, a niebo było zalane czerwono-pomarańczową barwą. Editha usiadła. Miała tyle do przemyślenia. Gdzieś tam, za górami znajdowało się zamczysko, w którym uwięziony został jej ukochany. Tak dawno go nie widziała, lecz wcale nie zapomniała jego przystojnej twarzy, oczu o barwie zielonej trawy, perłowym uśmiechu i brodzie, która dodawała jego twarzy tyle uroku. Na wspomnienia o ich pierwszym spotkaniu zaczęła się uśmiechać. Nigdy nie zapomni tamtego dnia. Ale zaraz po tym, w jej głowie pojawił się obraz Kamilosa wchodzącego do szpitalnej sali. Jej twarz spochmurniała. To on był tutaj największym problemem. On też się jej spodobał. Nie była do końca przekonana, czy się w nim zakochała, ale jego obecność sprawiała, że serce waliło jej mocniej. Poczuła bezsilność. Zaczęła płakać, ale zauważyła to dopiero, kiedy jej łzy kapały z policzków na ręce. I nagle posłyszała kroki w trawie. Odwróciła się odruchowo i zobaczyła stojącego nad nią Kamilosa. Na jego widok schowała twarz w dłonie i na dobre się rozpłakała. Młodzieniec był zdezorientowany. Nie wiedział co zrobić. Ogarnęło go poczucie winy, choć tak naprawdę nic nie zrobił. A przynajmniej tak mu się wydawało. Usiadł obok niej. Zawahał się, ale w końcu postanowił ją przytulić. W tym momencie Editha była zbyt roztrzęsiona i nawet nie zauważyła, że znajduje się w jego objęciach, ale gdy po chwili doszła do siebie natychmiast wyrwała się z jego ramion, oddaliła na bezpieczną odległość i powiedziała:

 - Zostaw mnie, chcę zostać sama!
 - Editha, co się dzieje? Martwię się o Ciebie. - Odpowiedział przejętym głosem Kamilos.
 - Proszę, zostaw mnie w spokoju. - Editha nalegała.
 - Nie mogę. Jesteś cała roztrzęsiona. Nie mogę Cię tak po prostu tu zostawić. Chcę Ci pomóc, ale musisz powiedzieć mi, co się stało. - Powiedział już bardziej spokojnym i troskliwym głosem.
 - Nie potrzebuję Twojej pomocy. Wystarczająco namieszałeś w moim życiu. - Odparła, a wypowiadając te słowa odwróciła się do niego plecami, jednocześnie kierując swój wzrok na ostatnie już tego dnia, czerwonawe łuny słońca.
 - A więc to jednak moja wina. Wiedziałem. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nie chcesz, abym z Wami poszedł? Dlaczego kłamałaś? Skoro nie odpowiadało Ci moje towarzystwo mogłaś po prostu powiedzieć. - Odpowiedział, a słowa były spokojne i nie dało się wyczuć jego zdenerwowania.
 - Ty nic nie rozumiesz. - Odwróciła się w jego stronę. - Twoje towarzystwo odpowiadało mi aż za bardzo. Spędziliśmy cudowny wieczór, dawno się tak dobrze nie bawiłam. Naprawdę jesteś wspaniały. Ale ja tak nie mogę. - Wypowiedziała te słowa patrząc mu głęboko w oczy.
 - Editha, spodobałaś mi się od pierwszej chwili, kiedy Cię zobaczyłem. Uważam Cię za atrakcyjną dziewczynę i jesteś naprawdę sympatyczna, a do tego taka ładna. Kiedy jesteś blisko czuję się taki szczęśliwy. Ja wyruszyłem w tę podróż dla Ciebie, chcę, żebyś była przy mnie. Tak naprawdę gdzieś w środku mnie jest taka mała iskierka nadziei, że być może zrozumiesz, że możesz nie podołać takiemu wyzwaniu jakim jest walka z tą wiedźmą i zrezygnujesz z tej całej wyprawy.

Ostatnie słowa wypowiedział dość niepewnie. Wiedział, że może nimi urazić Edithę. Przez cały czas patrzył głęboko w jej mokre od łez oczy. Poczuł się winny.

 - To, co o mnie powiedziałeś było naprawdę miłe, bo jeszcze nigdy nie było mi dane usłyszeć takich komplementów. Jest mi jednak przykro, że w pewnym sensie chciałeś odwieść mnie od planu uratowania Patricka, tylko po to, by być ze mną, choć wiesz, że jest on dla mnie bardzo ważny. Uważam Cię za wspaniałego mężczyznę, bo przy Twoim boku czułam się prawie jak księżniczka, ale niestety tym wspaniałym uczuciem jakim jest miłość darzę już innego człowieka i zrobię wszystko, aby go odzyskać. To z nim chcę spędzić resztę swojego życia. - Powiedziała smutnym tonem przywołując w głowie obraz Patricka.
 - Nie przejmuj się aż tak bardzo. Już niedługo nasze drogi się rozejdą. Otrzymałem dzisiaj wieść, że zostałem obowiązkowy wezwany do służby wojskowej jako lekarz. Muszę dotrzeć do najbliższej wioski z portem, aby stamtąd dostać się statkiem na Boat-island. Może to i nawet lepiej...
 - Ale jak to? Tak nagle Cię wezwali? - Zapytała trochę zaskoczona.
 - Nie udawaj, że się tym przejmujesz. - Odparł.
 - Kamilos, ja Cię bardzo przepraszam. To nie powinno tak wyglądać. Ja nie chciałam Cię zranić. Uwierz mi, że gdyby nie było Patricka, to wszystko wyglądałoby inaczej.
 - Rozumiem. Ale jeśli ktoś powinien tu kogoś przepraszać to tylko i wyłącznie ja Ciebie. Za bardzo namieszałem Ci w głowie. Nie powinienem był, aż tak się do Ciebie zbliżać. Przepraszam. - Powiedział, a jego głos drżał.

Patrzyli na siebie nawzajem jeszcze przez chwilę, później Editha odwróciła się i spojrzała w gwiazdy. Z jednej strony czuła smutek i tęsknotę za Patrickiem, a z drugiej było jej szkoda Kamilosa. Naprawdę go polubiła i widziała, jak się w to wszystko zaangażował. Miała nadzieję, że ją zrozumiał, ale towarzyszyło jej także poczucie winy. Kamilos z przygnębieniem oddalił się w stronę rozłożonego kilkaset metrów dalej ich obozu. Przez całą drogę myślał, o tym co powiedział, ale nie żałował swoich słów. Zrobiło mu się nawet lżej, kiedy powiedział jej prosto w twarz to co czuje. Tak naprawdę gdyby nie musiał, nie opuścił by ich drużyny, a jedynie walczył o Edithę do końca.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział X

 - Opowiadaj! - Powiedziała przejęta łowczyni wampirów.
 - Bo byliśmy wczoraj na tej biesiadzie i naprawdę świetnie się bawiłam, ale ... - Zawahała się. - ... ale ja tak nie mogę. - Przerwała, ale kiedy zobaczyła pytający wzrok swej przyjaciółki postanowiła kontynuować: - Chodzi o Kamilosa. Kiedy go wczoraj zobaczyłam, poczułam się naprawdę dziwnie. A potem jeszcze spędziliśmy cały wieczór razem. Nie odstępował mnie na krok, był przy mnie cały czas i wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że nie jestem mu obojętna. Jest naprawdę wspaniały...
 - Zakochałaś się?
 - Nie.! Nie. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ja,.. ja się chyba pogubiłam. To wszystko jest takie skomplikowane.
 - A Patrick?
 - Kocham go! On jest mężczyzną mojego życia. Muszę go uratować.! Nie zamierzam przerwać tej podróży. Przecież Kamilos nie może mi w tym przeszkodzić. Patrick musi być wolny i zrobię wszystko, aby tak się stało! - Kiedy wypowiadała te słowa, w jej głosie można było odczuć bezradność, która z każdym kolejnym słowem przeradzała się w rozpacz i zwątpienie. 

Editha nie wiedziała co się tak naprawdę dzieje. W głowie jej panował nie byle jaki bałagan. Przemierzyła tyle kilometrów, by uratować ukochanego. A teraz pojawia się ktoś, kto powoduje, że dziewoja zaczyna mieć wątpliwości, czy tak naprawdę darzy Patricka von Zarost tak wielką miłością. Łowczyni wampirów była jej najlepszą przyjaciółką i nie miała zamiaru zostawić jej w takiej sytuacji. Była jej podporą i musiała jej pomóc.

 - Wydaje mi się, że powinnaś to wszystko dokładnie przemyśleć i zastanowić się nad swoimi uczuciami do Patricka i do Kamilosa. - Powiedziała łowczyni tonem, który sugerował pouczenie.
 - Tak, wiem. Myślisz, że nie próbowałam? Zanim przyszłam tu do Ciebie spacerowałam po tym miasteczku przez jakąś godzinę i próbowałam sobie to wszystko poukładać. Ale nie umiem.! Oboje są wspaniali i oboje namieszali mi w głowie, choć każdy na swój sposób. Ja,.. ja nigdy czegoś takiego nie czułam. Co ja mam teraz z robić.? Przecież pokochałam Patricka. Dla niego przemierzam świat. Chcę go uratować i spędzić z nim resztę swojego życia. Ale Kamilos... jego obecność sprawiała, że czułam się taka ważna, traktował mnie prawie jak księżniczkę, choć jestem zwykłą dziewczyną ze wsi i na takie traktowanie nie zasługuję. Ja nie wiem, czy się w nim zakochałam, ale przecież gdyby tak nie było, to czy miałabym teraz takie wątpliwości? Ja w tejże chwili nie jestem pewna swoich uczuć! - Mówiła przejęta, ze łzami w oczach jednocześnie gestykulując znacząco rękoma.

Łowczyni przytuliła przyjaciółkę. Bardzo chciała jej pomóc, ale nie bardzo wiedziała jak ma to zrobić. Editha była niepewna jeśli chodzi o swoje uczucia. Łowczyni nie mogła jej nic zasugerować, bo to w zasadzie była jej prywatna sprawa.

 - Ej, wszystko będzie dobrze. Nie martw się, proszę. Wiesz co? Najlepiej będzie jak się położysz i trochę jeszcze odpoczniesz. Sen na pewno dobrze Ci zrobi. Po południu powinni mnie już wypuścić, więc porozmawiamy. - Powiedziała zatroskana o przyjaciółkę łowczyni wampirów.

Editha uspokoiła się trochę i pożegnawszy się poszła do chatki, w której to nocowali przyjaciele.
        Kiedy się zbudziła było już późne popołudnie. Wszyscy członkowie Drużyny Zabójców Cienia siedzieli wokół ogniska, które rozpalone zostało kilka kroków od ich przytulnego domku. Wśród osób tam zasiadających Editha od razu dostrzegła Kamilosa. Była zaskoczona jego obecnością. Drzemka nie sprawiła jednak, że na usta dziewczyny powrócił uśmiech. Ciągle odpływała myślami do Patricka, zastanawiając się jednocześnie, dlaczegóż na jej drodze pojawił się Kamilos. Może to jakiś znak? Editha dołączyła do przyjaciół. Przystojny młodzieniec, który ciągle na nią spoglądał od razu zauważył, że coś jest nie tak. Próbował się dowiedzieć, cóż takiego się stało, jednak dziewczyna starała się go przekonać, że wszystko jest w porządku, a jej blada twarz jest tylko i wyłącznie skutkiem zmęczenia po wczorajszej biesiadzie. Wszyscy miło sobie gawędzili. W pewnym momencie Arletus von Kiełek powiedział z lekkim podekscytowaniem:

 - Kiedy dziś rozmawiałem z naszym nowym przyjacielem Kamilosem, opowiedziałem mu naszą historię i cel podróży no i jednocześnie zaproponowałem, żeby do nas dołączył. - Młody lekarz był tym naprawdę przejęty.

W oczach Edithy można było dostrzec przerażenie. Czekała, aż Arletus dokończy swą wypowiedź i przekaże jej wieść o tym, że od dziś Kamilos de Follten będzie wędrował wraz z nią i jej przyjaciółmi. Kiedy się zbudziła pokrzątała się jeszcze trochę po pokoju i uznała, że w końcu wyruszą w dalszą drogę. Z Kamilosem się pożegna i już tak naprawdę nigdy się nie zobaczą, zapomni o nim i w pełni będzie mogła skupić się na Patricku. To byłoby dobre rozwiązanie tej sprawy, ale niestety ich drogi chyba tak szybko się nie rozejdą.

 - Kamilos zgodził się bez chwili zawahania. - Klaudyja była również podekscytowana. - Bardzo przejęła go Twoja historia i chce nam pomóc w uratowaniu Patricka, a przy okazji będziemy mieli przy sobie doświadczonego lekarza.

Editha popatrzyła na młodzieńca, a ten spojrzał jej głęboko w oczy. Dziewczynie towarzyszyły mieszane uczucia. Jej plan na rozwiązanie problemu związanego z obecnością Kamilosa legł w gruzach. Nie chciała być niemiła, więc skłamała:

 - To wspaniale. Miło nam, że zechciałeś do nas dołączyć i mi pomóc.
 - Z przyjemnością Ci pomogę. - Odpowiedział.

Nie trudno było zauważyć, że cieszy się z faktu, iż od jutra będzie wędrował przy boku swej blondwłosej ukochanej. Posłał w jej kierunku słodki uśmieszek. Editha nie podzielała jednak jego radości. Do czasu.