piątek, 29 marca 2013

Rozdział VIII

        Powoli wschodziło słońce. Editha wraz z Arletusem spali skuleni na chłodnej ziemi, zmęczeni przeżyciami poprzedniego wieczora. Klaudyja, choć wyglądała na zmęczoną, wcale się nie położyła, jednak siedziała na kamieniu i bacznie coś obserwowała, a raczej kogoś. Nieopodal warrior Michael, który to obronił wczoraj Drużynę Zabójców Cienia przed armią Agatelli Paskudnoszczurej, uczył właśnie łowczynię wampirów walczyć. To właśnie w niego wpatrywała się Klaudyja. Jego zbroja lśniła w blasku porannych promieni słońca, a jego kasztanowe włosy spływały majestatycznie po czerwonej pelerynie okalającej jego ramiona. On co chwilę odwracał się w jej stronę i posyłał nieśmiały uśmiech, a ona w wielkim zachwycie próbowała to odwzajemnić, lecz twarz jej pod wpływem takich emocji przybierała różnego rodzaju miny. Czasem były one tak głupie, że warrior zaśmiał się, a dziewczyna była zupełnie nieświadoma, czym to było spowodowane. Siedziała na głazie i dumała i wreszcie zaczęła czuć to, co Editha nazywała zakochaniem. Mogłaby tam siedzieć całymi godzinami i wpatrywać się w jego postawę, twarz, oczy. "Przystojniaczek." - Pomyślała. - " Może uda mi się zdobyć jego serce.". Teraz, gdy musnęła odrobinę smaku miłości, upewniła się w przekonaniu, że to, co Editha czyni przemierzając niezliczone kilometry, aby zdobyć serce tego jedynego, jest absolutnie krokiem najwłaściwszym.

***

W Ustrońsku mieszkańcy zamku skończyli właśnie spożywać śniadanie. Agatella była nie w humorze. Jej armia została pokonana, a to oznacza, że Wiolas von Pasterz wraz z Janusem nie spełnili swego zadania, więc powinni ponieść tego odpowiednie konsekwencje. Wiedźma spędzała właśnie czas w jednej z większych komnat zamczyska z Patrickiem. Wojownik od pewnego czasu zachowywał się dość nieswojo. Prawie codziennie spędzał czas przy oknie i daleko wypatrywał fragmentów koperoszyckiego pałacu. Agatella była zdenerwowana, więc zapytała niezbyt miłym głosem:

 - Coś ty taki marudny? Musisz cały czas gapić się przez te okno?
 - Tak. - Odparł, a potem ponownie spojrzał przez okno. - Bo widzisz tęsknię za tym. Brakuje mi służby u Janusza Zęba II Spasłego. Mogłem walczyć. Bronić ludzi przed niebezpieczeństwem... - Powiedział i przerwał zasmucony Patrick von Zarost, jednocześnie przywołując wspomnienia spotkania z młodą dziewczyną, której godności nie pamiętał, a nie poruszał tego wątku przy Agatelli, gdyż z pewnością rozzłościłaby się jeszcze bardziej.
 - Chcesz powiedzieć, że już mnie nie kochasz? - Odparła oburzona wiedźma.
 - Nie. Jesteś wspaniałą dziewczyną i bardzo Cię kocham, ale odkąd opuściłem Nierodzimsko Koperoszyce były moim domem. Mam tam znajomych i przyjaciół. Byłem wojownikiem, którego zadaniem było dotrzymanie porządku w mieście. Byłem komuś potrzebny. A tutaj... Mam Ciebie i cieszę się z tego powodu, ale przebywam w tym zamku 24 godziny na dobę. Nie mam kontaktu z ludźmi, brak mi jakiegoś zajęcia, a Ty w ciągu całego dnia poświęcasz mi zaledwie kilka chwil, tłumaczysz się obowiązkami i załatwianiem ważnych spraw. Kocham Cię, ale chciałbym abyś pozwoliła mi na jakiś czas wrócić do Koperoszyc.

Agatella nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Chce ją zostawić? Bo tęskni za Koperoszycami? "O nie!" - Pomyślała. Później zdała sobie sprawę, że jej eliksir traci moc i nie działa już na Patricka tak jak powinien. Postanowiła sporządzić coś mocniejszego, ażeby zapomniał o tej swojej mieścince, służbie i walkach, za którymi tak bardzo się stęsknił. Zastanowiła się przez chwilę, po czym odpowiedziała:

 - Wiesz co? Wezmę to pod uwagę. Wydaje mi się, że powrót do Koperoszyc na parę dni nie jest takim złym pomysłem. - Skłamała Agatella, bo wiedziała, że gdy Patrick do ust swych weźmie krople jej nowego eliksiru pamięć zatraci na co najmniej kilka dni.
 - Naprawdę? - Zapytał z niedowierzaniem i lekkim uśmiechem wojownik.
 - Myślę, że tak. Ale pozwól, iż jeszcze to przemyślę.

Gdy Agatella wypowiadała to zdanie do komnaty z wielkim rozmachem weszła wysokiej i szczupłej postawy dziewczyna. Tym wejściem bez wątpienia chciała zwrócić na siebie uwagę. Była to Melisa Burdog - znajoma Agatelli, choć tak naprawdę ich stosunki nie były najlepsze. Zawsze był między nimi odpowiedni dystans.

 - Witaj Agatello! - Wypowiedziała dziewczyna kładąc na stół swą wielką torbę, która ewidentnie wypełniona była fiolkami pełnymi eliksirów i innymi płynami, mającymi poprawić stan jej nienajładniejszej cery.
 - Melisa ... A co Ty tu robisz? Czyżbyś wróciła już ze swych dalekich podróży? - Odparła wiedźma troche zaskoczona wizytą.
 - No cóż, tak się składa, że musiałam powrócić. Nie było mi to na rękę, bo w krajach, które odwiedziłam było naprawdę wspaniale, ale to co dobre szybko się kończy. Nieprawdaż?
 - No tak. - Odpowiedziała, po czym, po chwili zastanowienia zapytała: - Co tak naprawdę Cię do mnie sprowadza? Bo chyba nie przyszłaś tu opowiadać mi o swoich podróżach.
 - Oczywiście, że nie. - Powiedziawszy to, miała już zaczynać się tłumaczyć, gdy to zauważyła stojącego przy oknie Patricka i zaczęła łagodnym krokiem do niego podchodzić i szeptała jednocześnie: - A to pewnie jest ten Twój przystojny wojownik... ten, który pomoże Ci zdobyć władzę nad Koperoszycami... Ciekawe...

Agatella nie odzywała się. Patrzyła tylko swym złowrogim wzrokiem na Melise. Była przekonana, że zawdzięcza jej wizytę nie z byle jakiego powodu. Ona coś knuła. Miała jakiś plan, jakiś cel. Patrick? A może Koperoszyce? Agatella wiedziała, że teraz nie tylko Editha jest jej wrogiem, ale również Melisa, choć nie miała pewności, czy chodzi jej o wojownika. Przyglądała się rywalce, jak ta ślini się do jej wybranka. Patrick nie był szczególnie oszołomiony wyglądem młodej dziewczyny. Myślami dryfował do Koperoszyc i wszystkiego, co było tam niezwykle piękne i naturalne. Melisa podeszła i patrzyła mu głęboko w oczy. Potem ułożyła dłoń na jego twarzy i schyliła się, by szepnąć mu coś do ucha. Wojownik stał drętwo z lekkim przerażeniem w oczach, jednocześnie nie wiedząc co ma zrobić. Dziewczyna wypowiedziawszy Patrickowi sekretne słowa wyprostowała się, po czym przechyliła głowę i zaczęła zbliżać ją do twarzy rycerza. To oznaczało tylko jedno. Chciała go pocałować! Gdy ich usta dzieliła już odległość zaledwie kilku milimetrów, do akcji ruszyła Agatella. Wypowiedziała gwałtownie jakieś zaklęcie, po czym wykonując rękami znaczący gest uniosła Melisę i walnęła nią o ścianę komnaty. Patrick stał przerażony nie wiedząc, co się dzieje, a Agatella była tak wściekła, że jeden nieodpowiedni ruch dziewczyny mógł zadecydować o utracie jej życia.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział VII

        Editha zbudziła się bardzo wcześnie. Jako pierwsza. Poszła nad rzeczkę, w to samo miejsce, gdzie wieczorem dumała o niebieskich migdałach. Poranek wstawał jasny i rześki. Słońce wyłaniało się powoli, lecz nieubłaganie zza horyzontu. Zanurzyła ręce w chłodnej wodzie i przemyła nią twarz. Uświadomiła sobie, że tęskno jej do Marklowicka, do jej chatki, w której to każdego dnia spędzała mile chwile, za tymi łąkami zielonymi, niczym oczy Patricka i tym błogim spokojem, którego nigdy nikt zakłócić nie był wstanie. Gdyby teraz była w domu, przygotowywałaby się pewnie w drogę do koperoszyckiej szkoły. Ale nie była. Znajdowała się w jakimś zagajniku z dala od domu. Lecz nie sama, gdyż przyjaciele towarzyszyli jej nieustannie. Zawsze mogła na nich liczyć. Nawet w chwilach największego kryzysu, kiedy to po policzkach jej spływały strumienie łez. Znów się zadumała. Widocznie sprzyjał temu panujący w tej okolicy spokój.
 
*** 

        Złociste promienie słońca muskały szare mury zamku w Ustrońku. Jeden jasny strumień światła wpadł przez otwarte okno do sypialni Patricka von Zarost. Świecił mu na twarz, toteż ten od razu się zbudził. Czuł się dziwnie. Inaczej niż zwykle. Nie był świadom, czy było to spowodowane. Wstał i podszedł do okna spokojnym krokiem. Spojrzał przez nie. Od kilku dni miał pewne problemy z pamięcią, to też niedokładnie pamiętał, co przed przybyciem do Ustrońska czynił. Hen, daleko dostrzegł zarys murowanej wieży zamkowej. Przez myśl mu przeszło, że może ona należeć do koperoszyckiego pałacu. Był on z nim dosyć poważnie związany. Od lat 3 był mężnym wojownikiem swego króla Janusza Zęba II Spasłego. Brakowało mu tego. Choć przekonany był o swej miłości do Agatelli, to jednakże służba wielmożnemu władcy była prawdziwym obowiązkiem. Zaczął odczuwać tęsknotę. Lubił walczyć, pokonywać przeciwników, a zwycięstwo było dlań ogromną satysfakcją. Lubił także być wysyłanym na służbę. Najczęściej strzegł murów koperoszyckiej szkoły. Nagle przypomniał sobie pewną dziewczynę. Nie był pewien, w jakich to okolicznościach miał okazję ją poznać, jednakże kojarzył jej postać. Była panną o złocistych włosach, niczym łany zboża w czasie lata, o oczach zielonkawych niczym trawa i cudownym uśmiechu. Nie pamiętał jej imienia. Próbował sobie przypomnieć coś więcej, ale niestety bezskutecznie. Nagle do komnaty weszła uradowana Agatella.

 - Dzień dobry mój kochany! Przyniosłam Ci śniadanie... - Powiedziała, po czym podała wojownikowi pełną tacę. - W kielichu masz także sok, który tak bardzo lubisz. - Dodała, a Patrick złożył jej podziękowania pocałunkiem w policzek.

Wiedźma miała dobry humor tego dnia, jednak z Patrickiem było odwrotnie. Tęsknota za Koperoszycami dawała się we znaki. Agatella widząc jego ponurą minę powiedziała, żeby jeszcze trochę odpoczął, po czym wyszła zostawiając go samego. Ten zjadł, to co przyniosła mu jego ukochana i napił się tego napoju, bo rzeczywiście smak jego był niezwykły. nagle poczuł, iż robi mu się słabo. Rozbolała go głowa i postanowił spocząć na łożu. Zasnął, a kiedy się ocknął i zechciał sobie przypomnieć, co też takiego robił wcześniej, uświadomił sobie, że w jego pamięci jest czarna dziura. Nie wiedział nic prócz tego, że znajduje się w zamku swej ukochanej Agatelli. Patrick nie był niczego świadom, ale sok przez nią przygotowany był jedną z jej mikstur, która miała wyczyścić pamięć rycerza, co pozwalało jej nad umysłem wojownika zapanować.

***

        Było wczesne popołudnie. tym razem wyprawę postanowił poprowadzić Wiolas. Nie bez powodu. Taki był rozkaz jego pani. Nikt uwagi na trasę podróży nie zwracał, gdyż przekonani byli, że ich przyjaciel doskonale to otoczenie zna. Szli tak, aż dotarli w bardzo ponure okolice. W końcu weszli do wielkiego lasu. Miejsce to było dosyć przerażające. Drzewa były wysokie i gęste, toteż nie docierały tam promienie słoneczne. Było bardzo ciemno. Na szczęście Klaudyja miała lampę, która dała im odrobinę światła. Kręcili się tak po tym lesie z nadzieją, że w końcu kiedyś z niego wyjdą, ale jakoś się na to nie zanosiło. W którą by nie poszli stronę, nie było widać końca. Postanowili się zatrzymać, a Wiolas von Pasterz przemówił:

 - Niestety nie wiem, jak moglibyśmy się z tego ogromnego lasu wydostać.
 - Zgubiliśmy się? - Zapytała Editha z lekkim poddenerwowaniem, choć już od kilku minut to podejrzewała.
 - No cóż, nie miałem pojęcia, że możemy tutaj zabłądzić. - Odpowiedział wojownik, który był dość dobrym aktorem, bo okłamywanie współtowarzyszy przychodziło mu z łatwością.
 - I co teraz? - Wtrąciła zirytowana łowczyni wampirów.
 - Poczekajmy do rana. Teraz zapada zmrok i jest coraz ciemniej. Kiedy wzejdzie słońce na pewno zrobi się choć trochę jaśniej i będzie nam łatwiej znaleźć odpowiednią drogę. - Powiedział Wiolas przywódczym tonem.
 - Mamy tu spać? - Oburzyła się Klaudyja. - Przecież tu jest strasznie i słychać jakieś dziwne odgłosy!
 - Chyba nie mamy wyjścia. - Odparła Editha, w której głosie również pobrzmiewał strach. 

Młoda dziewczyna usiadła wraz z Arletusem na jednym z kamieni się tam znajdujących. Łowczyni wampirów przez dłuższą chwilę przyglądała się Wiolasowi. Zachowywał się dosyć dziwnie i podejrzanie. Była przekonana, że to całe zabłądzenie w lesie, wcześniej zostało zaplanowane. Miała już swoją teorię, dlaczegóż to ów wojownik przyłączył się do Drużyny Zabójców Cienia i po co ich tutaj przyprowadził. Jednakże nikomu nie chciała zdradzać swych podejrzeń, gdyż poczekać chciała na dowodów więcej. Nagle wszyscy posłyszeli huki i trzaski w powietrzu. Z drzew zaczął wyłaniać się metalowy gryf, którego dosiadał Janus. Za swoim dowódcą w towarzystwie upiornego szczeku metalowych skrzydeł sunęły ciężkie fruwające maszyny niosące w siodłach opancerzone gnomy. Oddział podzielony był na dwie grupy: jedna szturmowa, gdzie żołnierze trzymali w zielonych, wychudzonych dłoniach kopie i dwusieczne topory i druga, w której znajdujący się dystansowcy byli uzbrojeni w strzelby. Przestraszeni napaścią młodzi wojownicy schowali się do wgłębienia w skale, którego nie można by nazwać jaskinią, jednakże dawało niewielkie schronienie. Ich drużyna składała się zaledwie z 5 osób, a wrogowie tacy potężni. W pewnej chwili dało się słyszeć szczęk łamanych kości. Na oczach wojowników łowczyni wampirów zaczęła przybierać swoją wilczą postać. Stawy zaczęły zmieniać swoje położenie, a ręce i nogi w akompaniamencie zgrzytów i trzasków zmieniać w umięśnione szpony bestii. Skórę dziewczyny zaczęła pokrywać szorstka sierść tworząc tarczę, którą mógł przebić teraz tylko srebrny nabój. Gdy przemiana się zakończyła, wilkołak jednym potężnym susem skoczył no kołujący najbliżej samolot. W tym samym czasie dzielna Klaudyja rzuciła się na drugi z nich. Szarpała się z gnomem, aż w końcu wyrzuciła go z pojazdu, przejęła stery, po czym zaczęła atakować resztę. Niespodziewanie pojawił się warrior i stanął po stronie Drużyny Zabójców Cienia. Rzucał się na przeciwników i skutecznie z nimi walczył. Gdy tylko Janus zbliżył się, warrior z młodymi wojownikami natychmiast przystąpili do ataku i choć nie było łatwo, a walka była ciężka, udało im się go zabić. Miecz wystawał z ciała Janusa, gdy ten wijąc się i plując krwią, kawałek po kawałku zamieniał się w pył, by powrócić do swej pani - Agatelli. Editha podziękowała warriorowi za walkę i pomoc. Opowiedziała mu historię związaną z Agatellą i Patrickiem. Ten bez chwili zawahania postanowił przystąpić do Drużyny Zabójców Cienia.

 - A gdzie się podział Wiolas? - Zapytał Arletus, który opatrzał właśnie niewielki rany Klaudyji.
 - To sprzymierzeniec Agatelli. - Odparła łowczyni wampirów. - Jego celem było zatrzymanie nas i nie dopuszczenie do jej zamku. Przyłączył się do nas w Dworze Zebrzydowskim i udawał alianta, a tak naprawdę stał po stronie wroga. Informował Agatellę o przebiegu naszej wyprawy listami, które wysyłał jej poprzez sokoła. Przez cały czas nas szpiegował, a do tego lasu przyprowadził specjalnie, gdyż taki był plan wiedźmy. On miał nas tu ściągnąć i wmówić, że się zgubiliśmy, choć tak naprawdę chodziliśmy w kółko i nie mogliśmy w ten sposób dotrzeć do końca lasu, a jej armia miała nas zaatakować. Od samego początku wydawał się podejrzany i wiedziałam, że coś knuje, dlatego nie spuszczałam go z oka. Gnomom udało się nas zaatakować, jednakże dzięki temu warriorowi, pokonaliśmy je, a przywódcę ich zabiliśmy. Ale musimy być czujni. Armia Agatelli już niedługo na pewno nas odwiedzi ponownie.