środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział XII *

* Niniejszy rozdział zawiera treści przeznaczone dla osób dorosłych.

        Wstali o świcie. Editha zachowywała się jakby Kamilosa w ogóle tam nie było. Traktowała go jak powietrze. Co dosyć go uraziło. Łowczyni od razu zauważyła, że z przyjaciółką jest coś nie tak. Ale jak na razie postanowiła zaczekać z jakimkolwiek wypytywaniem o powody jej obojętności wobec nich, a w szczególności wobec Kamilosa. Była ciekawa tego, gdzie Editha była wczorajszego wieczoru i czy przypadkiem młodego lekarza też tam nie było, a jeśli tak, to co takiego się tam wydarzyło. Z pewnością coś jednak miało miejsce.
        Editha wędrowała w milczeniu, na samym końcu. Słowem się nie odzywała. To było do niej niepodobne. Zwykle buzia jej się nie zamykała. Tak naprawdę nie mogła doczekać się momentu, kiedy Kamilos wsiądzie na statek i odpłynie, a ona już nigdy więcej go nie zobaczy. Po jego odejściu poprzedniego wieczoru, posiedziała jeszcze trochę na wzgórzu, przemyślała wszystko raz jeszcze i zrozumiała, że to Patrick jest dla niej wszystkim, a ten lekarz może w najlepszym wypadku zostać jej dobrym znajomym. Z przodu szedł właśnie on wraz z Arletusem. Prowadzili bardzo interesującą konwersację na tematy głównie związane z medycyną, w końcu oboje byli lekarzami. Kamilos mimo wielkiego zaangażowania w rozmowę co chwilę odwracał głowę i spoglądał na blondwłosą dziewczynę. Tak naprawdę chciał nacieszyć się jej widokiem, gdyż za kilkanaście godzin będzie już na statku do Boat-island i prawdopodobnie już nigdy się nie zobaczą. Był w niej zakochany. Spodobała mu się od samego początku. Ale niestety ma już swego ukochanego, wojownika, któremu on pewnie nawet w połowie nie dorównywał. Nie potrafił się z tym pogodzić. Poczuł się zraniony, ale przecież ona nic mu nie obiecywała. Nie powinien był się tak angażować.
         Według Michaela do najbliższej wioski było kilka godzin drogi. Oznaczało to, że wieczorem powinni już tam być. Teraz jednak postanowili odpocząć. Zasiedli pod jednym z kilku drzew z rozłożystymi konarami przepełnionymi liśćmi, które ochroniło ich wszystkich przed ostrymi promieniami słońca. Było bowiem samo południe. Klaudyja usiadła obok Michaela, który objął ją swym ramieniem. Tak miło razem wyglądali. Byli szczęśliwą zakochaną parą i czasami, gdy Editha spoglądała na nich, rodziła się gdzieś w niej taka mała iskierka zazdrości. Arletus sięgnął po coś do jedzenia, gdyż od dobrych kilku kilometrów nie miał nic w ustach, a jego żołądek domagał się obiadu. Edithie brakowało już rozmów z przyjaciółmi, więc usiadła obok łowczyni i zaczęła pogawędkę. Nie wspominała jednak o wydarzeniach poprzedniego wieczoru, a jej przyjaciółka nie chciała w te sprawy wnikać. Z pewnością, gdyby było to coś poważnego, wiedziałaby o tym pierwsza.
        W ich stronę zmierzała szara, przelewająca się masa stworzona wbrew prawu natury, z czarów złowrogiej Agatelli. Ciało potwora pokryte śluzem lśniło w południowym słońcu wydając chlupoczący dźwięk przy każdym zetknięciu z ziemią. Jedyną bronią był topór trzymany w czymś na kształt ręki. Zamglony wzrok stworzenia zatrzymał się na stojących nieopodal wojownikach. Przyjaciele nie wiedzieli, co się dzieje. Na początku myśleli, że mają jakieś omamy i zwidy przez ten straszliwy upał, ale im bliżej potwór podchodził, tym bardziej oni przekonywali się o jego rzeczywistym istnieniu.

***

        Wojownik obudził się wypoczęty. Od kilku dni nie spał zbyt dobrze i czuł się nie najlepiej. Tego dnia było inaczej. Jego komnata była dość przestronna. Na przeciwko wielkiego łóżka znajdowało się przejście do niewielkiej łazienki. Patrick wstał i udał się tam, by trochę się odświeżyć. Stanął przed znajdującym się w niej średniej wielkości lustrem i zaczął się sobie przyglądać. Zobaczył swoje odbicie. Była to przystojna twarz pokryta zarostem, smutna i ponura. Była to twarz człowieka nieszczęśliwego. Do tej pory wydawało mu się, że znajduje się w odpowiednim miejscu, przy boku odpowiednich osób, przy których czuje się szczęśliwy, ale to wszystko się zmieniło. Jego ukochana prawie w ogóle nie poświęcała mu czasu. Zajmowała się tylko swoimi sprawami. A w końcu był tam dla niej. To tylko ze względu na nią opuścił Koperoszyce, do których był tak bardzo przywiązany. A teraz zaczynał powoli tego żałować. Będąc tam w Ustrońsku nie miał nic. Siedział zamknięty w czterech ścianach, w ogromnym zamczysku. Nie miał się nawet do kogo odezwać.
        Przerwał swe rozmyślania na chwilę, po czym przemył twarz wodą, co rozbudziło go jeszcze bardziej. Później sięgnął po jasną koszulę i przywdział ją na swą seksowną klatkę piersiową i pozapinał niewielkie guziczki. Potem podszedł do okna, tego, przy którym lubił spędzać najwięcej czasu, a to dlatego, że właśnie z niego mógł wypatrywać rozciągającej się na horyzoncie panoramy Koperoszyc...
        Zawsze kiedy tam spoglądał, powracały wszystkie wspomnienia. I choć bywało, że pod wpływem eliksirów Agatelli pamięć jego często zanikała, widok swego ukochanego miejsca w oddali powodował, że te specyficzne napoje przestawały działać, gdyż tęsknota wojownika za ukochanym miejscem była zbyt silna. Kiedy ostatnio rozmawiał z ukochaną, ta powiedziała, że przemyśli jego ewentualny powrót do Koperoszyc, ale wiedział, że to tak naprawdę nie nastąpi. Wiedźma była pewna, że jeżeli wojownik się tam uda, ciężko będzie namówić go na powrót. Bała się o swój plan. Mogła zyskać tak wiele zawierając związek małżeński z Patrickiem, ale nie było w tym wszystkim ani odrobiny miłości. Tego wojownik nie wiedział. Ciągle wydawało mu się, że Agatella naprawdę go kocha. On nie miał pojęcia o jej zamiarach. Nie ma pojęcia o tym, że jest zła, że jest potężną wiedźmą ukrywającą się pod wizerunkiem zwykłej dziewczyny. Tak bardzo chciał wrócić do domu. Miał tam przyjaciół, stałe zajęcie, był tam po prostu szczęśliwy. A przede wszystkim nurtowało go, co się stało z tą dziewczyną, którą miał okazję poznać przed szkołą. Była taka piękna. W głowie ciągle pojawiał mu się obraz jej uśmiechniętej od ucha do ucha twarzyczki. Tak naprawdę, kiedy pojawiła się Agatella, Patrick zupełnie o niej zapomniał, ale teraz coraz częściej przywoływał do siebie krótkie chwile, gdy to mógł stać na przeciwko niej i wpatrywać się w jej zielone oczęta. "Cóż mogę zrobić?" - Pomyślał. W zasadzie to nie wiele. Agatella zbyt dobrze go pilnowała. Żadna ucieczka nie wchodziła w grę. Z drugiej strony, miał tutaj ukochaną. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł poradzić nic na to, że jego tęsknota była tak silna...
        Im bardziej pogłębiał się w zamyśleniach tym szybciej docierało do niego, że Agatella prawdopodobnie nie jest z nim do końca szczera i zaczął mieć podejrzenia, że go oszukuje. Nie miał niestety jak na razie żadnych dowodów, by to udowodnić, jednak ona zbyt ostro i rygorystycznie go traktowała.

 - Przecież jestem jej ukochanym, a nie więźniem.... Coś tutaj nie gra.! - Powiedział do siebie.

        Podszedł do łóżka i ułożył się na nim wygodnie umieszczając pod głową wielkie puchate poduszki. W komnacie było dość ciepło, bo ogrzewało ją słońce wpadające doń przez okna. Patrick rozpiął guziki swej koszuli, gdyż zrobiło mu się gorąco. Wyglądał naprawę seksownie. Podczas tego wspominania i przywoływania pięknych obrazów z przeszłości naszła go ochota, żeby zrobić sobie dobrze. Patrick miał naprawdę bujną wyobraźnię i potrafił nie jedną dziewczynę rozebrać w myślach. Przyjął wygodną pozycję i postanowił się zrelaksować i rozluźnić. Zsunął spodnie lekko w dół. Wyciągnął swego dużego, twardego już członka, wziął go w dłoń i zaczął delikatnie masować, a chwilę później posuwał ręką w górę i w dół zwiększając szybkość. Dyszał już lekko, momentami pojękiwał. Było mu naprawdę dobrze. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Musiał przerwać... Podciągnął spodnie ukrywając w nich swojego sztywnego członka.

 - Proszę.! - Odpowiedział poirytowany.

Do komnaty wszedł jeden ze służących. W rękach trzymał wielką tacę ze śniadaniem dla wojownika. Podszedł do stolika znajdującego się na w centrum pomieszczenia i położył na nim tę tacę, na której to znajdował się dość wielki talerz z przysmakami i duży dzban z napojem przypominającym sok pomarańczowy oraz spory kielich.

 - Smacznego.! - Powiedział służący i natychmiast opuścił  komnatę, nie czekając na podziękowania wojownika.

Gdy tylko drzwi się zamknęły Patrick powrócił do swojego zajęcia. Niestety służący mu przeszkodził i jego podniecenie opadło. Musiał więc zacząć od początku. Ponownie go wyjął i zaczął pieścić dłonią. Jego wyobraźnia była naprawdę pobudzona... Wykonywał te znaczące ruchy: góra i dół... i tylko zamykał oczy jęcząc jednocześnie z rozkoszy. Czując nadchodzący wytrysk przyspieszył tempo ruchów. Dyszał coraz szybciej, był coraz bardziej podniecony. I nagle z jego członka wytrysnęła sperma, a on wydał z siebie głośny jęk, świadczący o niesamowitej rozkoszy, której doznał. Poczuł jak uchodzi z niego napięcie... Ułożył się na łóżku rozluźniony i zadowolony. Był trochę zmęczony, więc postanowił napić się napoju przyniesionego przez służącego. Napój smakował jak zwykły sok, nie było w nim nic podejrzanego, lecz po kilku minutach Patrick zapadł nagle w głęboki sen.

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział XI

        Agatella w swej komnacie przygotowywała właśnie plan kolejnego ataku na Drużynę Zabójców Cienia. Po ostatniej porażce na Janusa i Wiolasa nie mogła już liczyć. Musiała znaleźć nowego przywódcę, który będzie o wiele inteligentniejszy i będzie potrafił prawidłowo przeprowadzić atak. A o takiego kogoś wcale nie było łatwo. Jej poddani byli niewątpliwie nie mała grupą, do tego jeszcze miała swoją służbę na zamku, ale tak naprawdę żaden z potencjalnych kandydatów na przywódcę nie grzeszył rozumem i bała się powierzyć któremukolwiek z nich tak ważna misję. Nawet zastanawiała się nad tym, aby ona sama stanęła na czele licznej armii, jednak było to ryzykowne. Co prawda jej wojownicy byli bardziej wykształceni i mieli o wiele skuteczniejszą broń niż ta banda nastolatków, ale ostatni razem nie udało im się ich pokonać. "Może to wcale nie była wina przywódcy, a tego, że drużyna Edithy ma w zanadrzu jakieś moce?" - Pomyślała. "Ale skąd niby mieli by je mieć? Przecież to tylko garstka ludzi ze wsi mających zaledwie kilka noży i łuków."

 - Przecież to ja jestem wiedźmą i mogę sobie wyczarować i stworzyć to, czego tylko zapragnę.! - Dokończyła swą myśl, wypowiadając to zdanie z triumfem. - Nikt nie zdoła mnie pokonać. Muhahahahahahaa.!

Po chwili zastanowienia, doszła do wniosku, że plan i przygotowanie ataku zostawi na później i postanowiła, że dobrze byłoby odwiedzić swego starego przyjaciela Paula. " Muhahahahah... dawno nikt mnie porządnie nie wyruchał..." - Pomyślała z uśmiechem. Długo się nie widzieli, a miała mu tyle do opowiedzenia. Z pewnością ucieszy się z jej wizyty. Patrickiem jak zwykle prawie w ogóle się nie przejmowała. Po zabiciu Melisy przygotowała dla niego mocniejszy eliksir, który miał wymazać mu pamięć, bo ten poprzedni nie działał już na niego tak, jak powinien i młody wojownik zaczął tęsknić za domem jednocześnie pragnąc tam powrócić. " Powinien spać do późnego wieczora." - Pomyślała, po czym pochwyciła w rękę dużą, czarną torbę i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem.

***

        Wyruszyli z samego rana. Kamilos był zafascynowany podróżą. W zasadzie ciężko było odkryć cel jego zaangażowania w tę wyprawę. Nie trudno było zauważyć, że od samego początku młoda dziewoja z Marklowicka mu się spodobała, ale była to podróż do Ustrońska, gdzie Editha miała uratować swego ukochanego z rąk złej wiedźmy. Co prawda mógł dzięki temu spędzić z nią sporo czasu, lecz to, że dziewczyna zrezygnuje z takiego wyzwania, jakim jest wojna z Agatellą na rzecz jej wymarzonego Patricka, było prawie niemożliwe. A może właśnie na to liczył, że odwiedzie ją od tak szalonego pomysłu i Editha zostanie z nim?
        Wędrowali już około 2 godzin. Editha prawie w ogóle się nie odzywała, choć Kamilos robił kilka podejść. Jednak nic z tego. Dziewczyna przemierzała kilometry w zamyśleniu i zadumie. W jej życiu panował chaos. Kamilos cały czas był przy jej boku. Martwiło go dziwne zachowanie dziewoi i nawet przeszło mu przez myśl, że to on może być powodem jej zmartwień. Zastanawiał się nad tym, czy przypadkiem Editha nie skłamała mówiąc, iż cieszy się z tego powodu, że młodzieniec dołączy do ich drużyny. "Może tak naprawdę nie chciała, abym z nimi poszedł?" - Pomyślał. Miał wielką ochotę przerwać tę niezręczną ciszę. Nie był jednak pewien, o co ją zapytać i czy przypadkiem sobie tym nie zaszkodzi. 
        Powoli zapadał zmrok. Drużyna Zabójców Cienia postanowiła zatrzymać się pod niewielkim wzgórzem i tam przenocować. Po kolacji Arletus wraz z Michaelem udali się na spoczynek, a Klaudyja z łowczynią wampirów postanowiły omówić kilka spraw. Kamilos zasiadł pod jednym z pięknych dębów i odpłynął gdzieś w zadumie, a Editha postanowiła przejść się na spacer. Klaudyja chciała dowiedzieć się, co się dzieje z ich blonwłosą przyjaciółką, jednak młody lekarz z Cieszyńska był zbyt blisko i mógłby dosłyszeć rozmowę dziewcząt, a niewątpliwie jego dotyczyła. Siedział więc i rozmawiały o zauroczeniu Klaudyji Michaelem. Były tak przejęte, że nawet nie zauważyły, kiedy to Kamilos zniknął spod drzewa.
        Wieczór był naprawdę ciepły. Editha uznała, że taki spacer w samotności na pewno dobrze jej zrobi. Postanowiła wejść na to wzgórze, pod którym rozbili się na nocleg. Choć nie było zbyt wysokie, widoki w rzeczywistości były piękne. W oddali było widać resztki zachodzącego słońca, a niebo było zalane czerwono-pomarańczową barwą. Editha usiadła. Miała tyle do przemyślenia. Gdzieś tam, za górami znajdowało się zamczysko, w którym uwięziony został jej ukochany. Tak dawno go nie widziała, lecz wcale nie zapomniała jego przystojnej twarzy, oczu o barwie zielonej trawy, perłowym uśmiechu i brodzie, która dodawała jego twarzy tyle uroku. Na wspomnienia o ich pierwszym spotkaniu zaczęła się uśmiechać. Nigdy nie zapomni tamtego dnia. Ale zaraz po tym, w jej głowie pojawił się obraz Kamilosa wchodzącego do szpitalnej sali. Jej twarz spochmurniała. To on był tutaj największym problemem. On też się jej spodobał. Nie była do końca przekonana, czy się w nim zakochała, ale jego obecność sprawiała, że serce waliło jej mocniej. Poczuła bezsilność. Zaczęła płakać, ale zauważyła to dopiero, kiedy jej łzy kapały z policzków na ręce. I nagle posłyszała kroki w trawie. Odwróciła się odruchowo i zobaczyła stojącego nad nią Kamilosa. Na jego widok schowała twarz w dłonie i na dobre się rozpłakała. Młodzieniec był zdezorientowany. Nie wiedział co zrobić. Ogarnęło go poczucie winy, choć tak naprawdę nic nie zrobił. A przynajmniej tak mu się wydawało. Usiadł obok niej. Zawahał się, ale w końcu postanowił ją przytulić. W tym momencie Editha była zbyt roztrzęsiona i nawet nie zauważyła, że znajduje się w jego objęciach, ale gdy po chwili doszła do siebie natychmiast wyrwała się z jego ramion, oddaliła na bezpieczną odległość i powiedziała:

 - Zostaw mnie, chcę zostać sama!
 - Editha, co się dzieje? Martwię się o Ciebie. - Odpowiedział przejętym głosem Kamilos.
 - Proszę, zostaw mnie w spokoju. - Editha nalegała.
 - Nie mogę. Jesteś cała roztrzęsiona. Nie mogę Cię tak po prostu tu zostawić. Chcę Ci pomóc, ale musisz powiedzieć mi, co się stało. - Powiedział już bardziej spokojnym i troskliwym głosem.
 - Nie potrzebuję Twojej pomocy. Wystarczająco namieszałeś w moim życiu. - Odparła, a wypowiadając te słowa odwróciła się do niego plecami, jednocześnie kierując swój wzrok na ostatnie już tego dnia, czerwonawe łuny słońca.
 - A więc to jednak moja wina. Wiedziałem. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nie chcesz, abym z Wami poszedł? Dlaczego kłamałaś? Skoro nie odpowiadało Ci moje towarzystwo mogłaś po prostu powiedzieć. - Odpowiedział, a słowa były spokojne i nie dało się wyczuć jego zdenerwowania.
 - Ty nic nie rozumiesz. - Odwróciła się w jego stronę. - Twoje towarzystwo odpowiadało mi aż za bardzo. Spędziliśmy cudowny wieczór, dawno się tak dobrze nie bawiłam. Naprawdę jesteś wspaniały. Ale ja tak nie mogę. - Wypowiedziała te słowa patrząc mu głęboko w oczy.
 - Editha, spodobałaś mi się od pierwszej chwili, kiedy Cię zobaczyłem. Uważam Cię za atrakcyjną dziewczynę i jesteś naprawdę sympatyczna, a do tego taka ładna. Kiedy jesteś blisko czuję się taki szczęśliwy. Ja wyruszyłem w tę podróż dla Ciebie, chcę, żebyś była przy mnie. Tak naprawdę gdzieś w środku mnie jest taka mała iskierka nadziei, że być może zrozumiesz, że możesz nie podołać takiemu wyzwaniu jakim jest walka z tą wiedźmą i zrezygnujesz z tej całej wyprawy.

Ostatnie słowa wypowiedział dość niepewnie. Wiedział, że może nimi urazić Edithę. Przez cały czas patrzył głęboko w jej mokre od łez oczy. Poczuł się winny.

 - To, co o mnie powiedziałeś było naprawdę miłe, bo jeszcze nigdy nie było mi dane usłyszeć takich komplementów. Jest mi jednak przykro, że w pewnym sensie chciałeś odwieść mnie od planu uratowania Patricka, tylko po to, by być ze mną, choć wiesz, że jest on dla mnie bardzo ważny. Uważam Cię za wspaniałego mężczyznę, bo przy Twoim boku czułam się prawie jak księżniczka, ale niestety tym wspaniałym uczuciem jakim jest miłość darzę już innego człowieka i zrobię wszystko, aby go odzyskać. To z nim chcę spędzić resztę swojego życia. - Powiedziała smutnym tonem przywołując w głowie obraz Patricka.
 - Nie przejmuj się aż tak bardzo. Już niedługo nasze drogi się rozejdą. Otrzymałem dzisiaj wieść, że zostałem obowiązkowy wezwany do służby wojskowej jako lekarz. Muszę dotrzeć do najbliższej wioski z portem, aby stamtąd dostać się statkiem na Boat-island. Może to i nawet lepiej...
 - Ale jak to? Tak nagle Cię wezwali? - Zapytała trochę zaskoczona.
 - Nie udawaj, że się tym przejmujesz. - Odparł.
 - Kamilos, ja Cię bardzo przepraszam. To nie powinno tak wyglądać. Ja nie chciałam Cię zranić. Uwierz mi, że gdyby nie było Patricka, to wszystko wyglądałoby inaczej.
 - Rozumiem. Ale jeśli ktoś powinien tu kogoś przepraszać to tylko i wyłącznie ja Ciebie. Za bardzo namieszałem Ci w głowie. Nie powinienem był, aż tak się do Ciebie zbliżać. Przepraszam. - Powiedział, a jego głos drżał.

Patrzyli na siebie nawzajem jeszcze przez chwilę, później Editha odwróciła się i spojrzała w gwiazdy. Z jednej strony czuła smutek i tęsknotę za Patrickiem, a z drugiej było jej szkoda Kamilosa. Naprawdę go polubiła i widziała, jak się w to wszystko zaangażował. Miała nadzieję, że ją zrozumiał, ale towarzyszyło jej także poczucie winy. Kamilos z przygnębieniem oddalił się w stronę rozłożonego kilkaset metrów dalej ich obozu. Przez całą drogę myślał, o tym co powiedział, ale nie żałował swoich słów. Zrobiło mu się nawet lżej, kiedy powiedział jej prosto w twarz to co czuje. Tak naprawdę gdyby nie musiał, nie opuścił by ich drużyny, a jedynie walczył o Edithę do końca.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział X

 - Opowiadaj! - Powiedziała przejęta łowczyni wampirów.
 - Bo byliśmy wczoraj na tej biesiadzie i naprawdę świetnie się bawiłam, ale ... - Zawahała się. - ... ale ja tak nie mogę. - Przerwała, ale kiedy zobaczyła pytający wzrok swej przyjaciółki postanowiła kontynuować: - Chodzi o Kamilosa. Kiedy go wczoraj zobaczyłam, poczułam się naprawdę dziwnie. A potem jeszcze spędziliśmy cały wieczór razem. Nie odstępował mnie na krok, był przy mnie cały czas i wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że nie jestem mu obojętna. Jest naprawdę wspaniały...
 - Zakochałaś się?
 - Nie.! Nie. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ja,.. ja się chyba pogubiłam. To wszystko jest takie skomplikowane.
 - A Patrick?
 - Kocham go! On jest mężczyzną mojego życia. Muszę go uratować.! Nie zamierzam przerwać tej podróży. Przecież Kamilos nie może mi w tym przeszkodzić. Patrick musi być wolny i zrobię wszystko, aby tak się stało! - Kiedy wypowiadała te słowa, w jej głosie można było odczuć bezradność, która z każdym kolejnym słowem przeradzała się w rozpacz i zwątpienie. 

Editha nie wiedziała co się tak naprawdę dzieje. W głowie jej panował nie byle jaki bałagan. Przemierzyła tyle kilometrów, by uratować ukochanego. A teraz pojawia się ktoś, kto powoduje, że dziewoja zaczyna mieć wątpliwości, czy tak naprawdę darzy Patricka von Zarost tak wielką miłością. Łowczyni wampirów była jej najlepszą przyjaciółką i nie miała zamiaru zostawić jej w takiej sytuacji. Była jej podporą i musiała jej pomóc.

 - Wydaje mi się, że powinnaś to wszystko dokładnie przemyśleć i zastanowić się nad swoimi uczuciami do Patricka i do Kamilosa. - Powiedziała łowczyni tonem, który sugerował pouczenie.
 - Tak, wiem. Myślisz, że nie próbowałam? Zanim przyszłam tu do Ciebie spacerowałam po tym miasteczku przez jakąś godzinę i próbowałam sobie to wszystko poukładać. Ale nie umiem.! Oboje są wspaniali i oboje namieszali mi w głowie, choć każdy na swój sposób. Ja,.. ja nigdy czegoś takiego nie czułam. Co ja mam teraz z robić.? Przecież pokochałam Patricka. Dla niego przemierzam świat. Chcę go uratować i spędzić z nim resztę swojego życia. Ale Kamilos... jego obecność sprawiała, że czułam się taka ważna, traktował mnie prawie jak księżniczkę, choć jestem zwykłą dziewczyną ze wsi i na takie traktowanie nie zasługuję. Ja nie wiem, czy się w nim zakochałam, ale przecież gdyby tak nie było, to czy miałabym teraz takie wątpliwości? Ja w tejże chwili nie jestem pewna swoich uczuć! - Mówiła przejęta, ze łzami w oczach jednocześnie gestykulując znacząco rękoma.

Łowczyni przytuliła przyjaciółkę. Bardzo chciała jej pomóc, ale nie bardzo wiedziała jak ma to zrobić. Editha była niepewna jeśli chodzi o swoje uczucia. Łowczyni nie mogła jej nic zasugerować, bo to w zasadzie była jej prywatna sprawa.

 - Ej, wszystko będzie dobrze. Nie martw się, proszę. Wiesz co? Najlepiej będzie jak się położysz i trochę jeszcze odpoczniesz. Sen na pewno dobrze Ci zrobi. Po południu powinni mnie już wypuścić, więc porozmawiamy. - Powiedziała zatroskana o przyjaciółkę łowczyni wampirów.

Editha uspokoiła się trochę i pożegnawszy się poszła do chatki, w której to nocowali przyjaciele.
        Kiedy się zbudziła było już późne popołudnie. Wszyscy członkowie Drużyny Zabójców Cienia siedzieli wokół ogniska, które rozpalone zostało kilka kroków od ich przytulnego domku. Wśród osób tam zasiadających Editha od razu dostrzegła Kamilosa. Była zaskoczona jego obecnością. Drzemka nie sprawiła jednak, że na usta dziewczyny powrócił uśmiech. Ciągle odpływała myślami do Patricka, zastanawiając się jednocześnie, dlaczegóż na jej drodze pojawił się Kamilos. Może to jakiś znak? Editha dołączyła do przyjaciół. Przystojny młodzieniec, który ciągle na nią spoglądał od razu zauważył, że coś jest nie tak. Próbował się dowiedzieć, cóż takiego się stało, jednak dziewczyna starała się go przekonać, że wszystko jest w porządku, a jej blada twarz jest tylko i wyłącznie skutkiem zmęczenia po wczorajszej biesiadzie. Wszyscy miło sobie gawędzili. W pewnym momencie Arletus von Kiełek powiedział z lekkim podekscytowaniem:

 - Kiedy dziś rozmawiałem z naszym nowym przyjacielem Kamilosem, opowiedziałem mu naszą historię i cel podróży no i jednocześnie zaproponowałem, żeby do nas dołączył. - Młody lekarz był tym naprawdę przejęty.

W oczach Edithy można było dostrzec przerażenie. Czekała, aż Arletus dokończy swą wypowiedź i przekaże jej wieść o tym, że od dziś Kamilos de Follten będzie wędrował wraz z nią i jej przyjaciółmi. Kiedy się zbudziła pokrzątała się jeszcze trochę po pokoju i uznała, że w końcu wyruszą w dalszą drogę. Z Kamilosem się pożegna i już tak naprawdę nigdy się nie zobaczą, zapomni o nim i w pełni będzie mogła skupić się na Patricku. To byłoby dobre rozwiązanie tej sprawy, ale niestety ich drogi chyba tak szybko się nie rozejdą.

 - Kamilos zgodził się bez chwili zawahania. - Klaudyja była również podekscytowana. - Bardzo przejęła go Twoja historia i chce nam pomóc w uratowaniu Patricka, a przy okazji będziemy mieli przy sobie doświadczonego lekarza.

Editha popatrzyła na młodzieńca, a ten spojrzał jej głęboko w oczy. Dziewczynie towarzyszyły mieszane uczucia. Jej plan na rozwiązanie problemu związanego z obecnością Kamilosa legł w gruzach. Nie chciała być niemiła, więc skłamała:

 - To wspaniale. Miło nam, że zechciałeś do nas dołączyć i mi pomóc.
 - Z przyjemnością Ci pomogę. - Odpowiedział.

Nie trudno było zauważyć, że cieszy się z faktu, iż od jutra będzie wędrował przy boku swej blondwłosej ukochanej. Posłał w jej kierunku słodki uśmieszek. Editha nie podzielała jednak jego radości. Do czasu.

piątek, 17 maja 2013

Rozdział IX

 - Przegięłaś! - Powiedziała rozzłoszczona zachowaniem Melisy Agatella. - Co ty sobie wyobrażasz? Więc po to tu przyszłaś? Chcesz mi pokrzyżować plany. Ale to nie będzie takie proste! Nie pozwolę Ci na to, rozumiesz? Zbyt dużo wkładam w to, aby mi się powiodło i nikomu, nikomu nie uda się mi przeszkodzić!

Agatella była naprawdę wściekła i jednocześnie stanowcza. Nigdy nie rzucała słów na wiatr. Wypowiadając te była tak groźna, że Patrick widząc to wszystko co się tam rozgrywało, postanowił opuścić tę komnatę. Tak było dla niego bezpieczniej. A Melisa? Była niewzruszona słowami wiedźmy, a na jej twarzy malował się sarkastyczny uśmieszek.

***

        Gdy to Editha wraz z Arletusem obudzili się, cała Drużyna Zabójców Cienia spożyła drobne śniadanie, po czym Michael powrócił do szkolenia łowczyni wampirów, w celu ulepszenia jej umiejętności we władaniu bronią. Editha postanowiła jeszcze trochę odpocząć, a Klaudyja zwierzyła się lekarzowi ze swego zauroczenia warriorem Michaelem. Arletus von Kiełek był wieścią tą podekscytowany i pomagał dziewoi ustalić jakiś plan działania w celu zdobycia serca tegoż rycerza. Nagle na oczach wszystkich, kiedy to łowczyni i Michael doskonalili umiejętności waleczne na jednym z drzew, uczennica wojownika pośliznęła się i spadła z konaru na ziemię uderzając głową o średniej wielkości kamień. Łowczyni wampirów nie straciła przytomności, jednakże nie czuła się najlepiej.

 - Wszystko w porządku?  - Zapytała przerażona upadkiem Editha.
 - Boli mnie głowa i mam jakieś plamki przed oczami. - Odpowiedziała niepewnym głosem łowczyni. - I chyba zaraz zwrócę śniadanie. - Dodała.
 - To raczej nie jest zwykły uraz. Nie jestem aż tak dobrze wykształcony, aby stwierdzić, że nie zagraża to jej życiu. Musi przebadać ją jakiś lepszy lekarz. - Powiedział poważnym tonem Arletus.
 - Kilkanaście minut drogi stąd jest miasteczko Cieszyńsko. Z tego co mi wiadomo jest tam nawet szpital. Przenieśmy ją tam. - Zaproponował Michael.

I tak też zrobili. Zabrali łowczynię wampirów do Cieszyńska i zaprowadzili do znajdującego się tam szpitala. Arletus miał rację. To nie był zwykły uraz. Lekarz tam pracujący był trochę lepiej wykształcony niż on, przebadał łowczynię wampirów, zdiagnozował wstrząs mózgu, po czym zaprowadził do jednego ze szpitalnych pokoji. Nie było mowy o jakimkolwiek ruszaniu się z łóżka, najważniejszy był dla niej odpoczynek i regeneracja. Editha i Klaudyja zostały przy chorej, natomiast Arletusa i Michaela wysłały, aby znaleźli jakieś miejsce na nocleg. Siedziały i rozmawiały o tym co się dzieje w życiu Edithy. Nagle do sali wszedł umięśniony, lecz nie wysokiej postury młodzieniec. Editha wbiła w niego swój wzrok i poczuła coś dziwnego, coś co spowodowało, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ten młody człowiek miał w sobie coś tak niezwykłego, że dziewoja zapomniała o otaczającym ją świecie.

 - Witam dziewczęta! Jestem Kamilos de Follten i pracuje tutaj. Przyszedłem zobaczyć, jak czuje się nasza pacjentka. - Mówiąc to młodzieniec skierował lekki, a zarazem uroczy uśmiech w kierunku Edithy.

Młode dziewoje również mu się przedstawiły. Młodzieniec wydawał się być bardzo sympatyczny i kulturalny, toteż od razu dały mu do zrozumienia, że go polubiły. Wyglądał na nieśmiałego, ale później okazał się być dość pewny siebie i rozmowa się rozkręciła.

 - Dzisiaj wieczorem w naszym miasteczku odbywa się biesiada nie byle jaka, może zechciałybyście pójść się zabawić? - Zapytał z nadzieją, że mu nie odmówią. Rysy jego twarzy wyraźnie wyrażały chęć spędzenia tego wieczoru z dziewczynami, a już na pewno z Edithą, w którą to oczy jego wpatrywały się prawie nieustannie.

Editha z Klaudyją wymieniły spojrzenia, po czym bez chwili zawahania blondynka odparła:

 - Z miłą chęcią. Wędrujemy od kilku dni i jesteśmy już zmęczeni tymi wszystkimi przygodami, które do tej pory nas spotkały. Uważam, iż taka zabawa w doborowym towarzystwie poprawi nam wszystkim humory i trochę się rozluźnimy. - Gdy wypowiadała te słowa, na jej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
 - Cieszę się, że będziemy mieli okazję bliżej się poznać i z przyjemnością dotrzymam Wam towarzystwa. - Odparł również zadowolony Kamilos.

Porozmawiali jeszcze przez chwilę po czym młodzieniec musiał powrócić do pracy, a dziewoje musiały przygotować się na wieczorną biesiadę, na którą to zaproszone zostały przez tegoż sympatycznego młodzieńca.

***

        Agatella była w dalszym ciągu rozzłoszczona. Uznała, że Melisa posunęła się za daleko i musi ponieść tego odpowiednie konsekwencje. Kazała strażnikom zamknąć ją w jednym z lochów, a sama udała się do swej komnaty, by obmyślić plan zemsty. Spędziła tam dość spora chwilę. Wyszła z zamku i zniknęła gdzieś pośród mgły. Po kilkudziesięciu minutach rozkazała przyprowadzić do siebie Melisę. Dziewczyna była trochę zdezorientowana, ale spodziewała się, że raczej nic miłego jej nie spotka. Pewny uśmieszek powoli zastygał na jej twarzy. Po chwili echo rozniosło słowa wypowiedziane przez wiedźmę Agatellę:

 - Ze mną się nie zadziera.! Patrick von Zarost jest mój i to dzięki niemu zdobędę władzę nad Koperoszycami.! Nikt nie jest wstanie przeszkodzić mnie, potężnej wiedźmie Agatelli.!  Masz to na co zasłużyłaś.! Muhahaahahaha.!!!

I tym właśnie momencie Melisa Burdog utraciła swe życie, bowiem została zgnieciona i pochłonięta przez kamiennego golema, który stworzony został do tego celu przez Agatellę.

***

        Dziewczęta przybyły na biesiadę w towarzystwie Kamilosa Młodzieniec nie zwlekał ani chwili i od razu poprosił Edithe do tańca. Choć była trochę skrępowana, postanowiła nie odmówić. Bliska jego obecność powodowała, że czuła się dosyć nieswojo.

 - Masz taki ładny uśmiech. Szkoda, że tak go ukrywasz. - Delikatnie wyszeptał jej do ucha swym męskim głosem.

Na te słowa kąciki ust Edithy od razu uniosły się ku górze. A on spojrzał prosto w jej oczy, które barwą dorównywały zieleni letniej trawy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie odczuwała, z wyjątkiem dnia, w którym to poznała przystojnego wojownika Patricka von Zarost. Towarzystwo Kamilosa sprawiło jednak, iż dziewczę o dzielnym rycerzu zapomniało, a skupiało się jedynie na istocie, w której objęciach właśnie się znajdowało. Spędzili całą noc na tańcach i rozmowach. Kamilos de Follten nie odstępował Edithy na krok. Było to miłe z jego strony. Dziewczyna czuła się przy jego boku bezpiecznie i z pewnością, gdyby zagrażało jej jakieś niebezpieczeństwo bez wahania stanąłby w jej obronie. Mimo swej niewysokiej postury był bardzo silny, a mięśnie jego były trzy razy większe niż te warriora Michaela, którymi zachwycała się Klaudyja.
        Wszyscy spędzili bardzo miły wieczór w przyjemnym towarzystwie. Editha była bardzo zmęczona, więc od razu, po powrocie do chaty zasnęła. Reszta członków Drużyny Zabójców Cienia miała w zasadzie tak samo. Z wyjątkiem łowczyni wampirów, która po nieszczęśliwym upadku pozostać musiała w miejscowym szpitalu i ominęła ją tak wspaniała zabawa.
        Editha zbudziła się dosyć szybko. Zdarzenia dnia poprzedniego sprawiły, że w jej głowie zrobiło się niezłe zamieszanie. Najpierw przeszła się na krótki spacer po okolicy, który był jej potrzebny, bo miała do przemyślenia kilka spraw. Następnie udała się do szpitala. Była trochę roztargniona i z wielkim rozmachem weszła do sali, gdzie leżała łowczyni.

 - Musisz mi pomóc.! - Powiedziała od razu, nawet nie witając się z przyjaciółką.
 - Coś się stało? - Zapytała zdezorientowana łowczyni.
 - Tak.! Mam problem. Duży problem.!

piątek, 29 marca 2013

Rozdział VIII

        Powoli wschodziło słońce. Editha wraz z Arletusem spali skuleni na chłodnej ziemi, zmęczeni przeżyciami poprzedniego wieczora. Klaudyja, choć wyglądała na zmęczoną, wcale się nie położyła, jednak siedziała na kamieniu i bacznie coś obserwowała, a raczej kogoś. Nieopodal warrior Michael, który to obronił wczoraj Drużynę Zabójców Cienia przed armią Agatelli Paskudnoszczurej, uczył właśnie łowczynię wampirów walczyć. To właśnie w niego wpatrywała się Klaudyja. Jego zbroja lśniła w blasku porannych promieni słońca, a jego kasztanowe włosy spływały majestatycznie po czerwonej pelerynie okalającej jego ramiona. On co chwilę odwracał się w jej stronę i posyłał nieśmiały uśmiech, a ona w wielkim zachwycie próbowała to odwzajemnić, lecz twarz jej pod wpływem takich emocji przybierała różnego rodzaju miny. Czasem były one tak głupie, że warrior zaśmiał się, a dziewczyna była zupełnie nieświadoma, czym to było spowodowane. Siedziała na głazie i dumała i wreszcie zaczęła czuć to, co Editha nazywała zakochaniem. Mogłaby tam siedzieć całymi godzinami i wpatrywać się w jego postawę, twarz, oczy. "Przystojniaczek." - Pomyślała. - " Może uda mi się zdobyć jego serce.". Teraz, gdy musnęła odrobinę smaku miłości, upewniła się w przekonaniu, że to, co Editha czyni przemierzając niezliczone kilometry, aby zdobyć serce tego jedynego, jest absolutnie krokiem najwłaściwszym.

***

W Ustrońsku mieszkańcy zamku skończyli właśnie spożywać śniadanie. Agatella była nie w humorze. Jej armia została pokonana, a to oznacza, że Wiolas von Pasterz wraz z Janusem nie spełnili swego zadania, więc powinni ponieść tego odpowiednie konsekwencje. Wiedźma spędzała właśnie czas w jednej z większych komnat zamczyska z Patrickiem. Wojownik od pewnego czasu zachowywał się dość nieswojo. Prawie codziennie spędzał czas przy oknie i daleko wypatrywał fragmentów koperoszyckiego pałacu. Agatella była zdenerwowana, więc zapytała niezbyt miłym głosem:

 - Coś ty taki marudny? Musisz cały czas gapić się przez te okno?
 - Tak. - Odparł, a potem ponownie spojrzał przez okno. - Bo widzisz tęsknię za tym. Brakuje mi służby u Janusza Zęba II Spasłego. Mogłem walczyć. Bronić ludzi przed niebezpieczeństwem... - Powiedział i przerwał zasmucony Patrick von Zarost, jednocześnie przywołując wspomnienia spotkania z młodą dziewczyną, której godności nie pamiętał, a nie poruszał tego wątku przy Agatelli, gdyż z pewnością rozzłościłaby się jeszcze bardziej.
 - Chcesz powiedzieć, że już mnie nie kochasz? - Odparła oburzona wiedźma.
 - Nie. Jesteś wspaniałą dziewczyną i bardzo Cię kocham, ale odkąd opuściłem Nierodzimsko Koperoszyce były moim domem. Mam tam znajomych i przyjaciół. Byłem wojownikiem, którego zadaniem było dotrzymanie porządku w mieście. Byłem komuś potrzebny. A tutaj... Mam Ciebie i cieszę się z tego powodu, ale przebywam w tym zamku 24 godziny na dobę. Nie mam kontaktu z ludźmi, brak mi jakiegoś zajęcia, a Ty w ciągu całego dnia poświęcasz mi zaledwie kilka chwil, tłumaczysz się obowiązkami i załatwianiem ważnych spraw. Kocham Cię, ale chciałbym abyś pozwoliła mi na jakiś czas wrócić do Koperoszyc.

Agatella nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Chce ją zostawić? Bo tęskni za Koperoszycami? "O nie!" - Pomyślała. Później zdała sobie sprawę, że jej eliksir traci moc i nie działa już na Patricka tak jak powinien. Postanowiła sporządzić coś mocniejszego, ażeby zapomniał o tej swojej mieścince, służbie i walkach, za którymi tak bardzo się stęsknił. Zastanowiła się przez chwilę, po czym odpowiedziała:

 - Wiesz co? Wezmę to pod uwagę. Wydaje mi się, że powrót do Koperoszyc na parę dni nie jest takim złym pomysłem. - Skłamała Agatella, bo wiedziała, że gdy Patrick do ust swych weźmie krople jej nowego eliksiru pamięć zatraci na co najmniej kilka dni.
 - Naprawdę? - Zapytał z niedowierzaniem i lekkim uśmiechem wojownik.
 - Myślę, że tak. Ale pozwól, iż jeszcze to przemyślę.

Gdy Agatella wypowiadała to zdanie do komnaty z wielkim rozmachem weszła wysokiej i szczupłej postawy dziewczyna. Tym wejściem bez wątpienia chciała zwrócić na siebie uwagę. Była to Melisa Burdog - znajoma Agatelli, choć tak naprawdę ich stosunki nie były najlepsze. Zawsze był między nimi odpowiedni dystans.

 - Witaj Agatello! - Wypowiedziała dziewczyna kładąc na stół swą wielką torbę, która ewidentnie wypełniona była fiolkami pełnymi eliksirów i innymi płynami, mającymi poprawić stan jej nienajładniejszej cery.
 - Melisa ... A co Ty tu robisz? Czyżbyś wróciła już ze swych dalekich podróży? - Odparła wiedźma troche zaskoczona wizytą.
 - No cóż, tak się składa, że musiałam powrócić. Nie było mi to na rękę, bo w krajach, które odwiedziłam było naprawdę wspaniale, ale to co dobre szybko się kończy. Nieprawdaż?
 - No tak. - Odpowiedziała, po czym, po chwili zastanowienia zapytała: - Co tak naprawdę Cię do mnie sprowadza? Bo chyba nie przyszłaś tu opowiadać mi o swoich podróżach.
 - Oczywiście, że nie. - Powiedziawszy to, miała już zaczynać się tłumaczyć, gdy to zauważyła stojącego przy oknie Patricka i zaczęła łagodnym krokiem do niego podchodzić i szeptała jednocześnie: - A to pewnie jest ten Twój przystojny wojownik... ten, który pomoże Ci zdobyć władzę nad Koperoszycami... Ciekawe...

Agatella nie odzywała się. Patrzyła tylko swym złowrogim wzrokiem na Melise. Była przekonana, że zawdzięcza jej wizytę nie z byle jakiego powodu. Ona coś knuła. Miała jakiś plan, jakiś cel. Patrick? A może Koperoszyce? Agatella wiedziała, że teraz nie tylko Editha jest jej wrogiem, ale również Melisa, choć nie miała pewności, czy chodzi jej o wojownika. Przyglądała się rywalce, jak ta ślini się do jej wybranka. Patrick nie był szczególnie oszołomiony wyglądem młodej dziewczyny. Myślami dryfował do Koperoszyc i wszystkiego, co było tam niezwykle piękne i naturalne. Melisa podeszła i patrzyła mu głęboko w oczy. Potem ułożyła dłoń na jego twarzy i schyliła się, by szepnąć mu coś do ucha. Wojownik stał drętwo z lekkim przerażeniem w oczach, jednocześnie nie wiedząc co ma zrobić. Dziewczyna wypowiedziawszy Patrickowi sekretne słowa wyprostowała się, po czym przechyliła głowę i zaczęła zbliżać ją do twarzy rycerza. To oznaczało tylko jedno. Chciała go pocałować! Gdy ich usta dzieliła już odległość zaledwie kilku milimetrów, do akcji ruszyła Agatella. Wypowiedziała gwałtownie jakieś zaklęcie, po czym wykonując rękami znaczący gest uniosła Melisę i walnęła nią o ścianę komnaty. Patrick stał przerażony nie wiedząc, co się dzieje, a Agatella była tak wściekła, że jeden nieodpowiedni ruch dziewczyny mógł zadecydować o utracie jej życia.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział VII

        Editha zbudziła się bardzo wcześnie. Jako pierwsza. Poszła nad rzeczkę, w to samo miejsce, gdzie wieczorem dumała o niebieskich migdałach. Poranek wstawał jasny i rześki. Słońce wyłaniało się powoli, lecz nieubłaganie zza horyzontu. Zanurzyła ręce w chłodnej wodzie i przemyła nią twarz. Uświadomiła sobie, że tęskno jej do Marklowicka, do jej chatki, w której to każdego dnia spędzała mile chwile, za tymi łąkami zielonymi, niczym oczy Patricka i tym błogim spokojem, którego nigdy nikt zakłócić nie był wstanie. Gdyby teraz była w domu, przygotowywałaby się pewnie w drogę do koperoszyckiej szkoły. Ale nie była. Znajdowała się w jakimś zagajniku z dala od domu. Lecz nie sama, gdyż przyjaciele towarzyszyli jej nieustannie. Zawsze mogła na nich liczyć. Nawet w chwilach największego kryzysu, kiedy to po policzkach jej spływały strumienie łez. Znów się zadumała. Widocznie sprzyjał temu panujący w tej okolicy spokój.
 
*** 

        Złociste promienie słońca muskały szare mury zamku w Ustrońku. Jeden jasny strumień światła wpadł przez otwarte okno do sypialni Patricka von Zarost. Świecił mu na twarz, toteż ten od razu się zbudził. Czuł się dziwnie. Inaczej niż zwykle. Nie był świadom, czy było to spowodowane. Wstał i podszedł do okna spokojnym krokiem. Spojrzał przez nie. Od kilku dni miał pewne problemy z pamięcią, to też niedokładnie pamiętał, co przed przybyciem do Ustrońska czynił. Hen, daleko dostrzegł zarys murowanej wieży zamkowej. Przez myśl mu przeszło, że może ona należeć do koperoszyckiego pałacu. Był on z nim dosyć poważnie związany. Od lat 3 był mężnym wojownikiem swego króla Janusza Zęba II Spasłego. Brakowało mu tego. Choć przekonany był o swej miłości do Agatelli, to jednakże służba wielmożnemu władcy była prawdziwym obowiązkiem. Zaczął odczuwać tęsknotę. Lubił walczyć, pokonywać przeciwników, a zwycięstwo było dlań ogromną satysfakcją. Lubił także być wysyłanym na służbę. Najczęściej strzegł murów koperoszyckiej szkoły. Nagle przypomniał sobie pewną dziewczynę. Nie był pewien, w jakich to okolicznościach miał okazję ją poznać, jednakże kojarzył jej postać. Była panną o złocistych włosach, niczym łany zboża w czasie lata, o oczach zielonkawych niczym trawa i cudownym uśmiechu. Nie pamiętał jej imienia. Próbował sobie przypomnieć coś więcej, ale niestety bezskutecznie. Nagle do komnaty weszła uradowana Agatella.

 - Dzień dobry mój kochany! Przyniosłam Ci śniadanie... - Powiedziała, po czym podała wojownikowi pełną tacę. - W kielichu masz także sok, który tak bardzo lubisz. - Dodała, a Patrick złożył jej podziękowania pocałunkiem w policzek.

Wiedźma miała dobry humor tego dnia, jednak z Patrickiem było odwrotnie. Tęsknota za Koperoszycami dawała się we znaki. Agatella widząc jego ponurą minę powiedziała, żeby jeszcze trochę odpoczął, po czym wyszła zostawiając go samego. Ten zjadł, to co przyniosła mu jego ukochana i napił się tego napoju, bo rzeczywiście smak jego był niezwykły. nagle poczuł, iż robi mu się słabo. Rozbolała go głowa i postanowił spocząć na łożu. Zasnął, a kiedy się ocknął i zechciał sobie przypomnieć, co też takiego robił wcześniej, uświadomił sobie, że w jego pamięci jest czarna dziura. Nie wiedział nic prócz tego, że znajduje się w zamku swej ukochanej Agatelli. Patrick nie był niczego świadom, ale sok przez nią przygotowany był jedną z jej mikstur, która miała wyczyścić pamięć rycerza, co pozwalało jej nad umysłem wojownika zapanować.

***

        Było wczesne popołudnie. tym razem wyprawę postanowił poprowadzić Wiolas. Nie bez powodu. Taki był rozkaz jego pani. Nikt uwagi na trasę podróży nie zwracał, gdyż przekonani byli, że ich przyjaciel doskonale to otoczenie zna. Szli tak, aż dotarli w bardzo ponure okolice. W końcu weszli do wielkiego lasu. Miejsce to było dosyć przerażające. Drzewa były wysokie i gęste, toteż nie docierały tam promienie słoneczne. Było bardzo ciemno. Na szczęście Klaudyja miała lampę, która dała im odrobinę światła. Kręcili się tak po tym lesie z nadzieją, że w końcu kiedyś z niego wyjdą, ale jakoś się na to nie zanosiło. W którą by nie poszli stronę, nie było widać końca. Postanowili się zatrzymać, a Wiolas von Pasterz przemówił:

 - Niestety nie wiem, jak moglibyśmy się z tego ogromnego lasu wydostać.
 - Zgubiliśmy się? - Zapytała Editha z lekkim poddenerwowaniem, choć już od kilku minut to podejrzewała.
 - No cóż, nie miałem pojęcia, że możemy tutaj zabłądzić. - Odpowiedział wojownik, który był dość dobrym aktorem, bo okłamywanie współtowarzyszy przychodziło mu z łatwością.
 - I co teraz? - Wtrąciła zirytowana łowczyni wampirów.
 - Poczekajmy do rana. Teraz zapada zmrok i jest coraz ciemniej. Kiedy wzejdzie słońce na pewno zrobi się choć trochę jaśniej i będzie nam łatwiej znaleźć odpowiednią drogę. - Powiedział Wiolas przywódczym tonem.
 - Mamy tu spać? - Oburzyła się Klaudyja. - Przecież tu jest strasznie i słychać jakieś dziwne odgłosy!
 - Chyba nie mamy wyjścia. - Odparła Editha, w której głosie również pobrzmiewał strach. 

Młoda dziewczyna usiadła wraz z Arletusem na jednym z kamieni się tam znajdujących. Łowczyni wampirów przez dłuższą chwilę przyglądała się Wiolasowi. Zachowywał się dosyć dziwnie i podejrzanie. Była przekonana, że to całe zabłądzenie w lesie, wcześniej zostało zaplanowane. Miała już swoją teorię, dlaczegóż to ów wojownik przyłączył się do Drużyny Zabójców Cienia i po co ich tutaj przyprowadził. Jednakże nikomu nie chciała zdradzać swych podejrzeń, gdyż poczekać chciała na dowodów więcej. Nagle wszyscy posłyszeli huki i trzaski w powietrzu. Z drzew zaczął wyłaniać się metalowy gryf, którego dosiadał Janus. Za swoim dowódcą w towarzystwie upiornego szczeku metalowych skrzydeł sunęły ciężkie fruwające maszyny niosące w siodłach opancerzone gnomy. Oddział podzielony był na dwie grupy: jedna szturmowa, gdzie żołnierze trzymali w zielonych, wychudzonych dłoniach kopie i dwusieczne topory i druga, w której znajdujący się dystansowcy byli uzbrojeni w strzelby. Przestraszeni napaścią młodzi wojownicy schowali się do wgłębienia w skale, którego nie można by nazwać jaskinią, jednakże dawało niewielkie schronienie. Ich drużyna składała się zaledwie z 5 osób, a wrogowie tacy potężni. W pewnej chwili dało się słyszeć szczęk łamanych kości. Na oczach wojowników łowczyni wampirów zaczęła przybierać swoją wilczą postać. Stawy zaczęły zmieniać swoje położenie, a ręce i nogi w akompaniamencie zgrzytów i trzasków zmieniać w umięśnione szpony bestii. Skórę dziewczyny zaczęła pokrywać szorstka sierść tworząc tarczę, którą mógł przebić teraz tylko srebrny nabój. Gdy przemiana się zakończyła, wilkołak jednym potężnym susem skoczył no kołujący najbliżej samolot. W tym samym czasie dzielna Klaudyja rzuciła się na drugi z nich. Szarpała się z gnomem, aż w końcu wyrzuciła go z pojazdu, przejęła stery, po czym zaczęła atakować resztę. Niespodziewanie pojawił się warrior i stanął po stronie Drużyny Zabójców Cienia. Rzucał się na przeciwników i skutecznie z nimi walczył. Gdy tylko Janus zbliżył się, warrior z młodymi wojownikami natychmiast przystąpili do ataku i choć nie było łatwo, a walka była ciężka, udało im się go zabić. Miecz wystawał z ciała Janusa, gdy ten wijąc się i plując krwią, kawałek po kawałku zamieniał się w pył, by powrócić do swej pani - Agatelli. Editha podziękowała warriorowi za walkę i pomoc. Opowiedziała mu historię związaną z Agatellą i Patrickiem. Ten bez chwili zawahania postanowił przystąpić do Drużyny Zabójców Cienia.

 - A gdzie się podział Wiolas? - Zapytał Arletus, który opatrzał właśnie niewielki rany Klaudyji.
 - To sprzymierzeniec Agatelli. - Odparła łowczyni wampirów. - Jego celem było zatrzymanie nas i nie dopuszczenie do jej zamku. Przyłączył się do nas w Dworze Zebrzydowskim i udawał alianta, a tak naprawdę stał po stronie wroga. Informował Agatellę o przebiegu naszej wyprawy listami, które wysyłał jej poprzez sokoła. Przez cały czas nas szpiegował, a do tego lasu przyprowadził specjalnie, gdyż taki był plan wiedźmy. On miał nas tu ściągnąć i wmówić, że się zgubiliśmy, choć tak naprawdę chodziliśmy w kółko i nie mogliśmy w ten sposób dotrzeć do końca lasu, a jej armia miała nas zaatakować. Od samego początku wydawał się podejrzany i wiedziałam, że coś knuje, dlatego nie spuszczałam go z oka. Gnomom udało się nas zaatakować, jednakże dzięki temu warriorowi, pokonaliśmy je, a przywódcę ich zabiliśmy. Ale musimy być czujni. Armia Agatelli już niedługo na pewno nas odwiedzi ponownie.

środa, 13 lutego 2013

Rozdział VI

       O tym samym czasie, kiedyż to młodzi przyjaciele kontynuowali swą podróż, w Ustrońsku nie lada zamieszanie. Przygotowania do zaślubin szły pełną parą. Agatella pewna swego zwycięstwa spędza czas w objęciach swego przyszłego męża, który to pod uroku działaniem bez przerwy miłość swą jej wyznawał. Zachwalał, jaka to ona nie jest piękna i cudowna, że lepszej na żonę kandydatki nigdy w swym krótkim , 18 lat życiu trwającym, na tym pięknym świecie nie spotkał. Biedna Editha, dobrze, że nie wiedziała, co się dzieje na zamku w Ustrońsku. Z pewnością jeszcze bardziej by się załamała i już nikt nie mógłby na twarz jej rumianą przywrócić tego cudnego uśmiechu, który od zawsze jej towarzyszył.

***

       Upał doskwierał tego dnia bardzo. Młodzi, waleczni podróżnicy, postanowili chwilę na odpoczynek poświęcić. Weszli do niezbyt dużego lasu. Usiedli pod jednym z wielu drzew, wielkim dębem, którego konary liśćmi przepełnione dały im cienia odrobinę. Wiolas von Pasterz oddalił się od grupy i pod innym drzewem spoczął. Z torby swej pergamin wyjął i do pisania przyrząd i tworzyć list zaczął. Pisał dość dłuższą chwilę, a gdy zakończył wezwał swego przyjaciela - sokoła, który to wieść tą do adresata miał zanieść.

 - Leć mój przyjacielu! Prosto do zamku mej pani, gdyż ważne dla niej informacje ta wiadomość zawiera. - Kiedy wypowiedział te słowa na jego twarzy zaczął malować się podstępny uśmieszek.

No cóż. Wiolas był bardzo dobrym znajomym Agatelli i jak się okazuje szpiegiem, który do Drużyny Zabójców Cienia dołączył tylko ze względu na swą misję. Miał on doprowadzić do tego, aby Editha do Ustrońska nie dotarła. Miał zatrzymać, przekonać ją, że to sensu nie ma, a w razie potrzeby nawet zabić. Jednak Editha i jej przyjaciele pojęcia bladego nie mieli, kim owy rycerz rzeczywiście jest. Udawał przyjaciela, a tak naprawdę stał po stronie wroga.
       Młodzi przyjaciele nacieszyli sie chwilą odpoczynku.Trzeba było znów wyruszać w drogę.

 - A gdzie Wiolas? - Zapytała po pewnym czasie Editha
 - Powiedział, że musi pobyć trochę w spokoju, ciszy, zastanowić się nad swoimi poważnymi sprawami. - Odparł Arletus.
 - A jakież to on może mieć poważne sprawy? - Wtrąciła Klaudyja, a głos jej brzmiał jakby była poddenerwowana.
 - Widocznie jakieś ma. - Odpowiedziała poważnym głosem łowczyni wampirów. Ona wiedziała, że Wiolas nie przyłączył się do nich bez powodu ...

Siedzieli tak jeszcze przez chwilę, aż do momentu, gdy Wiolas w końcu dołączył do całej ekipy. Ruszyli w dalszą drogę. Szli przez cały dzień, a słońce ciągle przygrzewało. Nie było nawet małej chmurki, za którą mogłoby się schować choć na moment. Gdy godziny wieczorne powoli nastały, odpoczynku czas nadszedł. Noc postanowili spędzić nad szumiącą rzeczką. Editha oddaliła się od reszty swej ekipy. Chciała przemyśleć sobie kilka spraw. Spojrzała w niebo. Słońce było już nisko i zaczynało robić się czerwone. Było coraz chłodniej. Wieczór był taki spokojny. Idealna pora do dumania. Usiadła nad brzegiem bystrej rzeki. Zdjęła buty i zanurzyła nogi do zimnej wody. I zaczęła rozmyślać. Znów o nim. W zasadzie od dnia, w którym ukazał się jej oczom, nie myślała o niczym innym. Czasami miała wrażenie, że zachowuje się, jakby postradała zmysły. Bywały momenty, że mogłaby o nim bez przerwy rozmawiać, nie zważając na to, czy przyjaciele jej ochotę mają, by ją wysłuchiwać. Powinni ją zrozumieć. Była zakochana. Czy oni nigdy tego nie doświadczyli? A może doświadczyli, ale miłość ta była szczęśliwa i tak naprawdę nie wiedzą, co ona teraz czuje? Czytała kiedyś, że miłość kluczem jest do wszystkich tajemnic. Brzmiało to pięknie, ale czy tak rzeczywiście jest? Jak dotąd mętlik w jej głowie miłość wyrządziła. Ale to wspaniałe uczucie być zakochanym. Szkoda tylko, że nie mogła powiedzieć Patrickowi, jak bardzo go pokochała. Dotarło do niej, że głupią się okazała, odmawiając wojownikowi spotkania. Być może, gdyby nie to, teraz byliby szczęśliwą parą, a Agatella nie zakłóciłaby spokoju w życiu Patricka. On jednak nie wiedział, jak to wszystko dalej się potoczy. On był drogą Agatelli do władzy, tylko i wyłącznie do tego. Liczyła się tylko władza. W prawdzie już nad Ustrońskiem panowała, ale ciągle pragnęła więcej. Ona nie planowała szczęśliwego związku na długie lata ich wspólnego życia. A Editha owszem. Wyobrażała sobie, jaką to cudowną rodzinę mogliby tworzyć. A pociechy ich podobne byłyby do ojca swego, szlachetnego i mężnego wojownika, biegałyby po tej wspaniałej lawendowej łące, ciesząc swoje słodkie pysiaczki, zupełnie tak, jak ich tata. Zawsze uśmiechnięte, z oczętami o barwie zielonej trawy. Ach. Jakież to byłoby piękne. Ocknęła się nagle z zamyślenia. Księżyc był już na niebie i oświetlał swym blaskiem piękną, pogrążoną w ciemności okolicę. Spędziła tam dość sporą chwilę. Ziewnęła. Była bardzo zmęczona. Poszła w kierunku łuny płonącego ogniska. Wszyscy smacznie spali prócz Arletusa, który to piekł sobie właśnie rybę, którą to rękami własnymi złowił. Bardzo dobry apetyt posiadał ów lekarz, to też nie dziwne było, że mimo tak późnej pory, będzie spożywał posiłek, choć podobno to niezdrowe. Editha pożyczyła mu dobrej nocy i ułożyła się do snu. Z zaśnięciem problemu nie miała, a to podróżą było spowodowane, co dość wykańczającą była. Od razu zapadła w głęboki i spokojny sen.

***

        W tym samym czasie wiedźma Agatella krzątała się po dziedzińcu swego zamku. Patrick von Zarost spał już w jednej z komnat. Nagle podleciał do niej sokół - przyjaciel Wiolasa von Pasterz, który wieść od wojownika przyniósł. Agatella podziękowała ptaku za trud lotu i natychmiast zaczęła czytać list. Nie była zadowolona, gdyż jak na razie, Wiolas nic konkretnego w kierunku zawieszenia wyprawy Drużyny Zabójców Cienia nie dokonał. Do ekipy Edithy dołączyli nowi towarzysze, bo historia ów dziewczyny tak ich wzruszyła, że chcieli pomóc uratować jej ukochanego. Ślub Agatelli i Patricka za 12 dni miał się odbyć. Do tego czasu młoda dziewka do Ustrońska miała nie dotrzeć, bo z pewnością sprawy by się pokomplikowały, a wesele odwlekło. A tak nie mogło się stać. Wiedźma z każdym kolejnym dniem pragnęła królewskiego tronu jeszcze bardziej i tylko mąciła w głowie Patricka. Przeczytawszy list do zamku szybko pobiegła, by na ów wiadomość odpisać. W wieści tej wygarnęła Wiolasowi jego tępotę i wskazówki dalszego działania umieściła. Wezwała sokoła i odpowiedź Wiolasowi kazała przekazać. Miała nadzieję, że ten dostosuje się do instrukcji i Drużynę Zabójców Cienia powstrzyma.

niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział V

       Weszli właśnie wędrowcy w las gęsty i bujny niczym broda Patricka von Zarost. Tuż zanim znajduję się brama do Dworu Zebrzydowskiego. Tam, wedle przepowiedni, spotkać powinni nowego członka swej armii. Nagle, gdy to znaleźli się w samym środku gęstwiny boru, zaatakowani zostali przez straszliwe i paskudne gnomy i orków. Było ich niewielu, lecz mimo to i tak byli silniejsi od Drużyny Zabójców Cienia. Editha traciła nadzieję. Byli słabsi. Bała się, że to już koniec, że zginie nie doprowadzając swej misji do końca! W pewnej chwili dziwny młodzieniec pojawił się i po stronie Edithy i jej ekipy stanął. Walczył bardzo dzielnie. Słychać było tylko odgłosy uderzających o siebie metalowych części mieczy i sztyletów. Wrogowie padali martwi na ziemię, jeden po drugim. Jednakże nagle rozległ się okrzyk bólu Klaudyji.

 - Dostała strzałą! Jest ranna! Musimy ją ratować! - Krzyczała przerażona Editha, która natychmiast podbiegła do krwawiącej przyjaciółki.

Łowczyni wampirów wraz z odważnym młodzieńcem, którego godności żadne z kompanów nie miało zaszczytu poznać, uporali się szybko z napastnikami.

 - Zabierzmy ją do tutejszego lekarza. Na pewno jej pomoże. - Powiedział nieznajomy, po czym zabrał ją na ręce i ruszyli do Zebrzydowickiego Dworu.

        Wioska ta niezbyt od innych się różniła. Dokoła krzątali się ludzie zaciekawieni młodymi przybyszami. W końcu Drużyna Zabójców Cienia dotarła do małej, białej chatki na końcu jednej z uliczek. Lekarz prędko otworzył im drzwi. Nie wyglądał na doświadczonego. Był to młody człowiek o długich włosach i uśmiechniętej twarzyczce. Był bardzo sympatyczny, bez przerwy się uśmiechał, mimo tego, iż przynieśli mu ranną, która krwawiła i z bólu się zwijała. Arletus von Kiełek, bo tak mu było na imię, natychmiast zajął się ranną. Zdjął zakrwawioną koszulę i strzałę tkwiącą w jej piersi pochwycił, z całej siły swej pociągnął i wraz z przeraźliwym okrzykiem bólu przez Klaudyję wydanym, prędko wyjął. Młody nieznajomy wybył gdzieś, to też Editha, łowczyni wampirów i Klaudyja zostali sami z lekarzem, który właśnie bandażował ranę.

 - Kim on jest? - Zapytała Editha zaciekawiona jego osobą od momentu, kiedy się pojawił.
 - To Wiolas von Pasterz. Młody, odważny i bardzo pyskaty wojownik. Pojawił się tu niedawno, więc nikt go dokładnie nie zna, ale wykazuje się, jeśli chodzi o obronę naszej wioski.  - Odpowiedział pewnym głosem Arletus.

Editha natychmiast pomyślała o wróżbie. Wiedziała, że w wiosce tej spotka kompana, jednak nie wiedziała, jak mogłaby go rozpoznać. A może to, że pomógł im pokonać orków było znakiem? Arletus zaczął dziewczynę wypytywać o szczegóły ich podróży. W międzyczasie pojawił się także Wiolas, który również zaciekawiony był historią Edithy i jej przyjaciół. Oboje poruszeni byli bardzo. Doszły ich słuchy o złowrogiej Agatelli. Zaskoczyła ich odwaga Edithy, która jakby nie było poświęca swe życie dla ukochanego. Arletus von Kiełek bez zastanowienia postanawia przyłączyć się do jej drużyny.

 - Przydam się Wam! Lekarz bywa bardzo potrzebny na takich wyprawach! - Powiedział zdecydowanie.
 - Ja też idę z Wami. - Odparł Wiolas. - Wojownik taki jak na pewno Wam się przyda! Walka z gnomami i orkami Agatelli nigdy nie jest łatwa. Zresztą już się o tym przekonaliście.

Editha uradowała się wielce na te słowa. Spełniła się część wróżby Alkoholiksa, co oznacza, że są na dobrej drodze.

 - To wspaniale! Wyruszamy jak tylko Klaudyja odzyska siły!

Miły wieczór spędziła Drużyna Zabójców Cienia w powiększonym już gronie, w chatce Arletusa. Lekarz przygotował poranionej młodej dziewczynie specjalny wywar z ziół, dzięki któremu szybko odzyska zdrowie i siły i cała piątka będzie mogła wyruszyć w dalszą podróż. Editha była bardzo szczęśliwa, jednakże zachowanie Wiolasa von Pasterz było odrobinę nienaturalne, lecz dziewczyna doszła do wniosku, że tylko jej się zdaje, bo zmęczona minionym dniem była bardzo. Położyła się więc spać i szybko zasnęła.
        Słońce wyjątkowo przygrzewało. Editha odziana w letnią sukienkę, białą niczym śnieg zimą, którą to ciepły wiaterek podwiewał lekko do góry od czasu do czasu, stąpała po łące zielonej niczym oczy jego i wdychała woń cudownym lawendowych kwiatów, które zdobiły zielonkawe pastwisko odrobiną liliowej barwy. Czuła się taka wolna. Nie miała żadnych zmartwień. Usiadła na fioletowym dywanie kwiatów i zrywając jeden po drugim w wianek je splatała. Już go dokańczała, gdy nagle oczy jej przysłoniły męskie dłonie. Chwyciła je i zdjąwszy, odwróciła się. On bez wahania wziął jej twarz w swoje dłonie, po czym zatopili się w namiętnym pocałunku. Oderwali się od siebie, ale tylko po to, by spojrzeć sobie w oczy. Wyjął z rąk jej wianek i włożył na głowę.

 - Moja królewna. - Wyszeptał.

Fiolet kwiecia idealnie komponował się ze złotem jej długich włosów. A oni znów przywarli do siebie ustami. Po pocałunku zanurzyli się w gęstwinie zielonej łąki. Editha położyła głowę na jego klatce piersiowej, a on głaskał ją po złocistych włosach. Dziewczyna chciała, aby ta chwila trwała już zawsze. Czuła się najszczęśliwszą na świecie. Miała u boku swego dzielnego i ukochanego Patricka. Nagle usłyszała przeraźliwe pianie koguta.

 - Co się dzieje? - Krzyknęła zdezorientowana.

Po chwili uświadomiła sobie, że to, co się przed momentem działo było tylko przecudnym snem... Położyła się na łóżku. Z oczu jej zaczęły spływać łzy. Przytuliła się do miękkiej poduchy. "Tak bardzo chciałabym być szczęśliwa z Tobą mój ukochany Patricku, tylko z Tobą, abyśmy każdą wolną chwilę mogli poświęcić na moment rozkoszy, taki jak w moim śnie. Uratuję Cię! Nie pozwolę, aby ta wiedźma Agatella Paskudnoszczura zniszczyła Twoje życie! Nigdy!" - Pomyślała, po czym na dobre się rozpłakała, a łzy strumieniami spływać zaczęły po jej policzkach.
        Mokra jej od łez twarz wyglądała tak biednie, jakby już przez czas dłużej nieokreślony jakąś chorobę przebywała. Była blada i bardzo smutna. Był to widok nieczęsty, bo Editha zwykle od ucha do ucha uśmiechnięta. Klaudyja usiadła obok dziewczyny i prędko chustę do otarcia twarzy jej podała, a którą to babcia w tobołek zapakowała. Przytuliła przyjaciółkę mocno i powtarzać zaczęła:

 - Wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sama! Uwolnimy Twojego Patricka z rąk Agatelli.

"Dla nich wszystkich to takie proste? Pójść, pokonać i już? Problemu nie było? Czy oni nie są wstanie choć w odrobinie poczuć tego, co ja? Smutku? Żalu? Rozpaczy?" - Pomyślała zapłakana Editha. Wytarła twarz w chusteczkę o różowej barwie, zażyła łyku wody źródlanej, po czym poprosiła o chwilę spokoju.
Tymczasem w innym pokoju reszta przyjaciół prowadziła konwersację. Głównym tematem była oczywiście Editha i Patrick.

 - Czemu ona tyle wyje? - Zapytał poddenerwowany Wiolas von Pasterz.
 - Cierpi z powodu Patricka. - Odparła powaznym tonem łowczyni wampirów.
 - Przecież on jej nawet nie wyznał miłości! W ogóle się nie znają i ona go kocha?
 - Widocznie nie wiesz, na czym polega prawdziwa miłość, miłość niczym z baśni Grimm-Brothers. - Dodała Klaudyja przejęta nie najlepszym stanem Edithy.

        Kiedyż to dziewczyna doszła do siebie, wreszcie w drogę nadszedł czas ruszać. Drużyna Zabójców Cienia w pięcioosobowym składzie wyrusza na wschód, aby to tym razem Pruchnicką wieś odnaleźć. Tam to właśnie, wedle przepowiedni druida, kolejni mężni znaleźć się powinni, co Edithę i jej przyjaciół w walce z Agatellą Paskudnoszczurą wspomogą.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział IV

        Podążali oni tak przez godzin już kilka, bowiem plan był taki: Kilkanaście godzin drogi z Marklowicka na wzgórzu chata elfa druida się mieściła. Żaden z przyjaciół okazji nigdy nie miał w jego progach się pojawić, jednakże ani Editha, ani jej przezacni przyjaciele trwogi nie okazywali, choć historie na jego temat przeróżne mieszkańcy wsi roznosili. Często ludziom ów wróżbita w trudnych sytuacjach pomagał, dlatego też młodzi podróżnicy postanowili z szansy skorzystać. Potem zaś po spotkaniu z nim i jego ewentualnej pomocy, udać się mieli do zamku Agatelli Paskudnoszczurej - złowrogiej wiedźmy, która rzucając na dzielnego rycerza Patricka urok, by ten się w niej zakochał i ożenił, mogłaby zawładnąć Koperoszycami, które wraz z mężem otrzymałaby jako spadek. Editha nie mogła na to pozwolić. Pokochała wojownika. I choć odrzuciła jego zaloty, była przepełniona wiarą, że on mimo wszystko nie zmienił zdania i Editha jeszcze nie raz bedzie mogła spoglądać w zieleń jego oczu, gdy ten będzie zapraszał ją do karczmy "Pod rozbrykanym kucykiem" na napój wysokokofeinowy. Dlatego tez z przyjaciółmi swymi w daną podróż ruszyła. Postanowiła walczyć ze złowieszczą czarownicą o swego ukochanego wojownika!
        Podróż do najłatwiejszych nie należała. Wszelakie zjawiska pogodowe towarzyszyły dzielnym wędrowcom. Editha smagana porywistym wiatrem, walczyła z jego atakami, które zniszczyły jej fryzurę cisnąc włosy do oczu i ust. W końcu dotarli na miejsce. Księżyc, niczym srebrna brosza na gwieździstym całunie nocy, przykuwał uwagę jak nigdy. Wydawało im się, że są tak blisko niego. Chata druida znajdowała się na jednej z najwyższych gór świata, by tajemnice jego mikstur nie ujrzały światła dziennego i aby niepowołane do tego ręce nie schwytały jego tajemnic. Z bliska chata ta wyglądała jak szopa. Zbita była ze starych desek, a z zewnątrz obrośnięta zielenią. Z liści roślin tych elf pewnie mikstury swe przygotowywał. Podeszli do drzwi. Przez chwilę poczuli strach, być może dlatego, że zewsząd otaczała ich ponura ciemność nocy. Klaudyja zastukała w drzwi niepewnie. Przez dłuższą chwilę panowała ponura cisza. Do uszu ich docierał tylko szum wiatru i szczekanie miejscowych kundli. Nagle posłyszeli hasło:

 - Wejdźcie młodzi wędrowcy. - Głos był ponury i wypowiedziane słowa brzmiały niezbyt sympatycznie.

Przekroczyli więc progi chaty z niepewnością. Editha ujrzała przed sobą jego postać: Długa szata skąpana w blasku padającego od ogniska, twarz młodzieńca, lecz widać na niej piętno czasu i używek, które przeniknęły przez jego ciało, na jego ramieniu kruk - przyjaciel, opiekun i towarzysz przy libacjach alkoholowych.

 - Jestem Alkoholiks, elf druid. W czym moge Wam pomóc? - Zapytał ich znów tym ponurym tonem.

Editha odważnie odparła, dość pewnym głosem bez chwili zastanowienia.

 - Chcę poznać przyszłość i dowiedzieć się jak pokonać Agatellę Paskudnoszczurą, która zawładnęła umysłem mego ukochanego! Muszę go uratować!

Alkoholiks odwrócił się do nich tylnią częścią swego ciała. Po dłuższym momencie medytacji 3 przyjaciół posłyszała słowa wróżby:


" Trójka Wasza po świecie wędruje w blasku księżyca,
aby Agatelli złowrogiej na Wasz widok zastygły lica.
Wojownika Patricka tylko prawdziwa miłość uratuje,
a wiedźmy chytry plan już niedługo Editha zrujnuje.
Wojna będzie straszna, bowiem armia jej potężna,
wszak Editha ma przyjaciół, a sama taka mężna.
Drużyna Zabójców Cienia prowadzi Agatellę do zguby
i wolny już przezacnej pięknej dziewoi luby.
Lecz istnieje prawda nie wszystkim jeszcze znana,
zaraz przeze mnie zostanie Wam przekazana:
Po naradach wszelakich z Waszymi przodkami
doszedłem do wniosku, że byliscie, jesteście i będziecie alkoholikami! "

Editha była zaskoczona. Zamyśliła się, bowiem nie miała pojęcia, co mogły oznaczać ostatnie słowa wróżby... Nigdy w życiu do ust swych kropli alkoholu nie wzięła... Nagle Klaudyja krzyknęła:

 - Wygramy! Pokonamy Agatellę i będziesz szczęśliwą, bo życie Twe ułoży się z Patrickiem!

Klaudyja miała w danym momencie rację. Wróżba Alkoholiksa przepowiadała powodzenie w walce z wiedźmą. Nagle jednak druid wypowiedział takie oto słowa:

" Przepowiednia ta doczeka spełnienia,
jeśli szeregi poszerzy Drużyna Zabójców Cienia.
Wasza trójka Agatelli nie pokona sama,
tam gdzie Dwór Zebrzydowski znajdziecie kompana.
W Pruchnickim lesie, gdzie Slender buszuje,
niejeden człek Was poratuje.
Jednak jeśli podróży trasa będzie inna,
dokona Agatella tego, czego nie powinna! "

Zastygły miny wszystkich towarzyszy. Musieli trasę podróży wydłużyć. Przyjaciele złożyli zacnemu druidowi podziękowania i opuścili jego chatę. Z wysokiej góry zeszli, po czym odnaleźli łąkę, na której postanowili odpocząć. Był środek letniej nocy. Księżyc nie oświetlał już łąk swym blaskiem, gdyż otuliły do chmury, które nie oznaczały nic innego, jak opady letniego deszczu. Wykończeni niełatwą podróżą młodzi, dzielni przyjaciele zanurzyli się gęstej zieleni traw i kwiatów, których to pączki nocą pozamykały się niczym powieki podczas zapadania w sen. I oddali się w objęcia Morfeusza.
        Nastał poranek. Nie było dane zobaczyć im wschodu słońca, gdyż schowane było one za ponurymi chmurami. Spożyli śniadanie - kanapki, które Klaudyja nosiła ze sobą w tobołku, a które przed wyprawą babcia najukochańsza dla niej przygotowała. Staruszka zadbała także o inne bagatele np. bieliznę na zmianę, czy kropelki o.Grzegorza na uspokojenie, które przepisane zostały jej po tym, kiedy to młoda dziewczyna wykazywała się, wcześniej u niej nie spotykaną nadpobudliwością i zdenerwowaniem. Zmęczeni byli jednak młodzi wędrowcy. takaż chwilka snu, a tyle drogi jeszcze przed nimi. Musieli do Ustrońska dotrzeć jak najszybciej. Editha tak bardzo obawiała się, że nie zdążą, że kiedy dotrą do jej strasznej siedziby, będzie już za późno, a marzenia jej z Patrickiem von Zarost związane po prostu prysną, niczym bańka mydlana dotknięta delikatną opuszką palca. Pomyślała: "Nie mogę się poddać! Jeśli postąpimy zgodnie z przepowiednią, pokonamy Agatellę, a ja będę szczęśliwa z wojownikiem mych marzeń!". Wstała i krzyknęła:

 - Ruszamy! Bowiem czasu nie mamy do stracenia, a Patrick mój mnie potrzebuje!

I wyruszyli. I chociaż to tylko 3 osobników Drużyna Zabójców Cienia liczyła: Editha, łowczyni wampirów, Klaudyja, już niedługo do grona ich dołączy mężny młodzieniec.
        Wędrowali przez następnych godzin kilka. Ciała ich delikatne kropelki letniego deszczyku otulały. Włosy i ubrania były mokre, co musiało być dość przykre w podróży, ale lekki i ciepły wiaterek osuszał tę nieprzyjemną wilgoć. Po drodze do malusieńkiej wioski dotarli. Nie była to jednak żadna przez druida Alkoholiksa we wróżbie wskazana. Klaudyja zorientowała się, że w razie ataku nieprzyjaciół uzbrojenia nie posiadają, toteż za złote monety, które szlachetna babka jej podarowała, zakupiła u miejscowego kowala miecze i sztylety, a także łuk cudowny i strzały otrzymała Drużyna Zabójców Cienia, jako dar od miejscowego sołtysa, który wierszem mawiał i pisał i wszystkich podróżnych, którzy to o dobro świata walczyć pragną, nagradzał za męstwo i szlachetność. Pożywieniem na czas drogi małżonka zacnego sołtysa ich obdarowała. Kanapki przygotowała, placek upiekła i owoców w sadzie nazbierała. A także butelkę ciemnej barwy przekazała, w której to napój alkoholowy znajdował się winem powszechnie zwany o barwie niczym krew, który to w sołtysowej ciemnej piwnicy przez miesięcy kilka fermentował. Pojęcia Editha nie miała, jak mogłaby się przezacnym mieszkańcom wioski odwdzięczyć. Dary ich będą bardzo przydatne w wyprawie. Postanowiły więc przyjaciółki pomóc sołtysowej przy zbiorach, odwdzięczając się jednocześnie za pomoc. Pożegnawszy się, uzbrojona już Drużyna Zabójców Cienia ruszyła w dalszą drogę.

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział III

        Kolejnego pięknego poranka, choć dzień zapowiadał się cudownie, Editha wcale nie była w dobrym nastroju. Lubiła chodzić do szkoły. Szczególnie od pewnego czasu, kiedy to spotkała wojownika Patricka. Nie mogła doczekać się chwili, gdy go znowu zobaczy. Był taki przystojny! Ta twarz, te oczy, ten uśmiech, to jego dobrze zbudowane ciało. Marzenie! Dlatego tak chętnie przybywała do Koperoszyc. Tam mogła na niego patrzeć. Ale tego dnia nie wiedziała, czy aby na pewno chce się z nim zobaczyć. Przecież on tak źle ją potraktował. Prawdziwy rycerz nie powinien był się tak zachować... Tego dnia towarzyszyły jej obie przyjaciółki. Nie mogła być teraz samotna, bo to źle na nią wpływało. Ktoś musiał być blisko, ktoś musiał ją wspierać, ocierać łzy spływające po jej rumianych policzkach, które podobne były do malin dojrzewających latem na gałązkach krzewu. Poszły razem do szkoły. Przed budynkiem spotkały wojownika. Editha pomimo złości i gniewu jaki zrodził się w niej, po ostatniej wiadomości od niego, nie potrafiła oderwać oczu od jego twarzy.

 - Witam młode damy. - Ukłonił się, a podnosząc głowę rzucił Edithie miły uśmiech.
 - Witaj wojowniku. - Odpowiedziały dziewczęta, choć słowa zranionej były prawie niedosłyszalne.
 - Życzę Wam miłego dnia. - Zawołał do odchodzących przyjaciółek.
 - Tak, z pewnością będzie świetny. - Wymruczała pod nosem zasmucona Editha, której przez głowę przemknęła myśl: "Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co ja w tej chwili czuję?".

Cały dzień była zamyślona. Nie potrafiła się nad niczym skupić. Zastanawiała się nad jego zachowaniem. A może on po prostu wymyślił sobie tą dziewczynę, żeby wzbudzić w niej zazdrość, a jednocześnie sprawić, aby się zaczęła starać i pokazała mu, że naprawdę jej zależy? Nie to było bez sensu. Po co miałby kłamać? Teraz czekała już tylko, aż ją zobaczy. Była ciekawa, jak wygląda, i czym przekonała do siebie wojownika.
Lekcje minęły jej bardzo szybko. Nie wiedziała nawet jakie tematy były omawiane, bo w jej głowie cały czas mieszały się te same myśli dotyczące tylko jego.
        Kiedy wychodziły ze szkoły, zobaczyły coś co przykuło ich uwagę. Coś, bo według Klaudyji, nie można tego nazwać kimś. Na jej widok młodej dziewczynie zrobiło się niedobrze. O mało nie zwróciła śniadania spożytego zaledwie kilka godzin temu. Jak można coś takiego obdarzyć miłością? Zadała sobie to pytanie Klaudyja w myślach.

 - Ej, patrzcie! - Powiedziała półgłosem łowczyni wampirów do przyjaciółek, jednocześnie wciągając je za duży krzew, aby Patrick ich nie zauważył.
 - Kto to jest? To ma być ta jego piękna? - Zapytała Editha z dość mieszanymi uczuciami, bo widziała właśnie, jak wojownik całuje dziewczynę w policzek.
 - To ta nowa. - Oznajmiła Klaudyja. - Jest rok od nas starsza i chodzi do naszej szkoły od zaledwie 3 dni.
 - Ledwo się pojawiła i już wprowadza zamęt. - Odparła łowczyni i zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym co powiedziała.

No właśnie. Była w tej szkole zalewnie 3 dni i już zdobyła serce wojownika. To było dość dziwne. Ale im bardziej łowczyni wampirów przyglądała się dziewczynie, tym bardziej jej twarz wydawała się jej znajoma. Nie była wstanie przypomnieć sobie jednakże, cóż jest w niej tak szczególnego.

 - Gustu to on nie ma. Patrzcie, jaki ona ma nos! Jaki wielki! - Klaudyja wyrażała swą opinię.
 - Taak. - Odpowiedziała niepewnie Editha, która miała trochę odmienne zdanie niż jej przyjaciółka. No tak, może i miała dość duży nos, ale oprócz tego była szczupła, miała zgrabną figurę i była atrakcyjniejsza niż ona sama. Była po prostu ładniejsza i dlatego Patrick się nią zainteresował.

Podczas drogi do domu Klaudyja, razem z łowczynią wampirów dyskutowały na temat tej dziewczyny. Editha oczywiście odpływała w zamyśleniu. W zasadzie od kilku dni nie robiła nic innego. Wszystkie udały się do chaty Edithy i mam zaczęły się poważnie zastanawiać nad dalszym działaniem. Trzeba było się więcej o niej dowiedzieć.

 - Ona jest mi podejrzana. - Powiedziała łowczyni, dzieląc się jednocześnie swoimi przemyśleniami.
 - To znaczy? Masz na myśli coś konkretnego? - Wypytywała zaciekawiona Klaudyja.
 - Nigdy wcześniej jej nie widziałam, choć jej twarz wydaje mi się dziwnie znajoma.

Editha nie włączała się w dyskusję, a była jedynie słuchaczem. Ciekawiło ją zdanie łowczyni. Miała dobrą intuicję i rzadko kiedy się myliła, toteż młode dziewczę tak bardzo jej ufało. Po dłużej trwającej debacie, przyjaciółki postanowiły przez najbliższe kilka dni obserwować dziewczynę w szkole, a jednocześnie dowiedzieć się o niej ciekawych rzeczy. W końcu wprowadziła zamęt w głowie przystojnego Patricka von Zarost, a ten świadomie bądź też nie zranił Edithę. Przez następne kilka dni tak jak postanowiły, tak też zrobiły i obserwację podjęły. Nikt jednakże nie był wstanie im pomóc, nikt bowiem dziewczyny tej nie znał. Nikt nie wiedział skąd ona się wzięła w Koperoszycach i czyją jest córą.
        Młoda dziewczyna, z każdym kolejnym dniem czuła się coraz gorzej. Obarczała siebie winą za to, jak teraz życie wojownika się toczy. Gdyby to wyraziła zgodę na pójście do karczmy "Pod rozbrykanym kucykiem", czy też chciała zamienić z nim kilka słów wtedy, kiedy tego pragnął, być może teraz byłaby szczęśliwa z Patrickiem. Ona, a nie ta dziwna, nowa dziewczyna. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Dręczyła ją dniami i nocami. Nie mogła oddać się w objęcia Morfeusza. Szlochała, była wielce nieszczęśliwa, jak chyba jeszcze nikt inny na tym cudownym świecie.
        Następnego dnia, kiedy dziewczyny szły do szkoły, zostały mile powitane przez wojownika, który to zwykle patrolował teren wraz z Patrickiem, jednakże tego dnia był sam.

 - Miło powitać mi jakze piękne znajome mego przyjaciela Patricka. - Ukłonił się rycerz.
 - Witaj wojowniku. - Odparły dziewczęta, po czym łowczyni wampirów zapytała:
 - Jesteś dzisiaj sam?
 - Tak. Dzisiaj jeszcze sam, ale od jutra będę mieć nowego towarzysza. - Odpowiedział.
 - A co się stało z Patrickiem? - Zapytała bardzo niepewnie Editha, bo bała się trochę odpowiedzi. Skoro go nie ma i ma go zastąpić ktoś inny, to w takim razie co się z nim stało?
 - Patrick postanowił, że zamieszka razem ze swą ukochaną Agatellą w jej posiadłości, znaczy posiadłości jej rodziców w Ustrońsku. - Tłumaczył wojownik z lekki przejęciem, bo widział smutek malujący się na twarzy Edithy, wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.

Łowczyni wampirów dokładnie przeanalizowała wypowiedziane przez rycerza zdanie. Agatella? Posiadłość w Ustrońsku? I nagle ją oświeciło! Dotarło do niej, skądże zna tą twarz. Nie mogła się pomylić. Dlaczego nie uświadomiła sobie tego rychlej? Teraz było już wszystko jasne. Szybko zakończyła rozmowę z wojownikiem i zaprowadziła przyjaciółki w spokojne i ciche miejsce, aby mogła przekazać im to, do czego doszła przez ostatnie kilka minut.

 - Ta dziewczyna, to nie żadna piękna i zwyczajna dziewka ze wsi, tylko okrutna wiedźma Agatella Paskudnoszczura z Ustrońska. - Powiedziała dość poważnym głosem.
 - Wiedźma? - Zapytała cichutko Editha, jednoczesnie trochę zdezorientowana.
 - Zamieniła się w zwyczajne dziewczę, po to, żeby nikt jej nie rozpoznał, po czym rzuciła na niego urok, by ten zakochał się w niej bezgranicznie.

Editha nie była wstanie uwierzyć w te słowa. To historia niczym ze średniowiecza. Więc Patrick tak naprawdę tej Agatelli nie kocha, bo został do owej miłości zmuszony...Dziewczyna poczuła jak kamień spadł jej z serca. Na reszcie przestała winić swoją osobę za to, co się stało. Ale z drugiej strony, skoro to wiedźma, to przecież ona sama nie jest wstanie Patricka z jej rąk uratować. W prawdzie ma 2 wspaniałe przyjaciółki, ale raczej nie dają rady.

 - No chyba zrozumiałam, ale... - przerwała Klaudyja, by zastanowić się nad tym, co chce powiedzieć - ... po co ona to właściwie zrobiła?
 - Nie słyszałaś ogłoszenia króla Janusza Zęba II Spasłego? Wojownik rycerza, który jako pierwszy znajdzie ukochaną i się z nią ożeni, dostanie królestwo Koperoszyc w spadku. Już rozumiesz? Żadna miłość, tylko żądza władzy.
 - Wesele? Ale my nie możemy do tego dopuścić! - Powiedziała Editha głosem jednocześnie podniesionym, smutnym i przerażonym.
 - Coś się wymyśli! Na pewno nie zostawimy Patricka na pastwę losu. - Powiedziała Klaudyja pocieszając przyjaciółkę i zapewniając o swej pomocy.

Poszły do domu. Tam wszystko dokładnie przemyślały i zaplanowały. Były tylko w 3, ale ani przez chwilę się nie zawahały, bo wiedziały, że jeśli one nie pomogą wojownikowi, raczej nie zrobi to nikt inny. A był on w końcu wymarzonym rycerzem Edithy, więc przyjaciółki jak najbardziej powinny jej pomóc uratować go, a jednocześnie sprawić, by była ona szczęśliwa z nim do końca swego życia. Następnego dnia o świcie Editha wraz ze swymi szlachetnymi przyjaciółkami: Klaudyją i łowczynią wampirów, wyruszyli w podróż do Ustrońska, aby to ocalić wspaniałego wojownika Patricka von Zarost o perłowym uśmiechu i bujnej brodzie niczym zagajnik, z rąk wstrętnej Agatelli Paskudnoszczurej, która rzuciła na rycerza urok, by zdobyć jego serce i jednocześnie zawładnąć królestwem Koperoszyc.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział II

       Parę dni później, gdy słońce było w zenicie i wskazywało poranna godzinę, a Editha spędzała swój szczodry czas na obieraniu krzewów malin przed chatą, niczym dziewczę z ballady Adamsa von Mickiewicza, do rąk jej trafiła wiadomość przez chyżego posłańca niosącego wiatr na swych skrzydłach – sokoła dostarczona. Jakież było jej zdumienie na twarzy, kiedy to oczyma swymi ujrzała podpis nadawcy: Wielmożny Patrick von Zarost z Nierodzimska. Natychmiast odczytała wiadomość, po czym pióro w rękę pochwyciła i zaczęła tworzyć odpowiedź. Przekazała ją zacnemu posłańcowi, który cierpliwie czekał na korespondencję zwrotną dziewczyny. I tak było przez dni kilka. Ileż to dziewczyna pergaminu zużyła, po to, by kilka słów swych wojownikowi przekazać. Była tak uradowana, że aż ciężko to opisać. Gdy widziała już nadlatującego sokoła, za każdym razem serce waliło jej tak mocno, bo przejęta była bardzo zawartością każdej wysyłanej przez Patricka wiadomości.
        Pewnego pięknego dnia, jak to zwykle w Marklowicku bywało, niesamowicie żwawy sokół przyniósł wieść o następującej treści: Czy Ty Panno Editho nie zechciałabyś poświęcić mnie wojownikowi Patrickowi chwili swego szczodrego czasu, by słów zamienić kilka, jednak nie przez wieść pisemną, lecz w rzeczywistym świecie?” Dziewczę oczywiście podniecone wiadomością nie wiedziało jak odpowiedzieć. Chciała. Naprawdę chciała się z nim spotkać. Jednak jej nieśmiałość spowodowała, że się speszyła. Po dłuższym namyśleniu nakreśliła na papierze odpowiedź w języku godnym dla rycerza: Cóż, jak miło zacny rycerzu, że zamienić słów ze mną kilka byś pragnął, ja jednak nie jestem pewna, czy odwagi na tyle posiadam, by z tak wspaniałym i zacnym wojownikiem jakim ty żeś jest, w rozmowę się wdać.”. Patrick odczytawszy dziewczyny wiadomość zaskoczony był odrobinę, gdyż wiedział, że dziewczę go wielbi, dlaczego więc nie chce się z nim spotkać? Pomyślał rycerz, że spławia go panna i tak też napisał jej w kolejnym liście. Ta jednak w odpowiedzi zapewniała go wielce, że wcale tak nie jest i że rycerz podbił jej serce, po czym rozmowa zeszła na inne tematy. Kolejnego dnia w szkole Editha opowiedziała Klaudyji całą historię związaną z listami Patricka.


 - Wiedziałam, że tak będzie. Ale głupio zrobiłaś, że mu odmówiłaś. - Powiedziała dziewczyna pewna błędu przyjaciółki.

Editha posmutniała, bo powoli zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, co zrobiła.

 - Speszyłam się. Znowu. Nic na to nie poradzę, że jestem taka nieśmiała. - Odparła, a na jej twarzy zaczął malować się smutek.
 - Nie możesz tak robić, bo nigdy sobie nie znajdziesz męża, jak będziesz każdemu odmawiać z powodu swojej nieśmiałości. - Odpowiedź Klaudyji jeszcze bardziej uświadomiła dziewczynie, że jest naprawdę głupia popełniając takie błędy, tylko dlatego, że brakuje jej odwagi.

Editha nic nie odpowiedziała Klaudyji. Przez cały dzień zastanawiała się nad tym, że przyjaciółka miała jednak rację.Jest zbyt nieśmiała. Potrzebuje więcej odwagi, bo inaczej nigdy nie znajdzie mężczyzny, z którym będzie mogła spędzić resztę swego życia. Uświadomiła sobie, że popełniła błąd, ale czy będzie szansa, żeby go jeszcze naprawić?
Po lekcjach, kiedy to dziewczyny wyszły ze szkoły, spotkały przed budynkiem Patricka. Editha przekonana była, że wojownik podejdzie do niej i rozpocznie rozmowę, bo w końcu o tym była mowa podczas ich wczorajszej listownej konwersacji i jakby nie było tego chciał.

 - Witaj Editho. - Powiedział Patrick ukazując jednocześnie swe perłowe uzębienie.
 - Witaj szlachetny wojowniku. - Odpowiedziała mu dziewczyna, a on pokłonił się i odszedł w innym kierunku.


Editha była wyraźnie zaskoczona. Pomyślała, że skoro była taka niepewna, to Patrick nie chciał być nachalny, więc do rozmowy jej nie zmuszał...
        Powróciwszy do domu Editha znów zaczęła poważnie rozmyślać nad tym, co powinna zrobić z tym wojownikiem. On wydaje się być nią zainteresowany, bo nie każdy rycerz może taki zamęt wprowadzić w życie zwykłej, prostej dziewczyny ze wsi. Ona nim także. Dlaczego więc trwoży się przed bliskim spotkaniem? Dlaczego nie ma w sobie więcej odwagi? Mogła chociaż spróbować. Zastanawiała się cały wieczór, a w nocy nie mogła oka zmrużyć, bo była tak przejęta tym wszystkim. Bez przerwy obiektem jej rozmyślań był Patrick von Zarost.

***

        O tym samym czasie, kiedy to Editha borykała się z rozterkami miłosnymi, w nijakim Ustrońsku, za czarną góra zwaną Czantoryją mieścił się zamek okrutnej wiedźmy Agatelli Paskudnoszczurej. Znana była ona ze swego kruczoczarnego charakteru. Była bardziej paskudna niż wspomniany już władca Koperoszyc Janusz Ząb II Spasły. Tak jak jego omijali ludzie na długość 1000 razy większą niż jego szerokości, tak Agatellę mijali na długość 666 razy większą niż szerokość króla powieloną 1000 razy. Wiedźma od dnia, w którym zrodziła ja matka szczurzyca, pragnęła zawładnąć królestwem Koperoszyc. Mogła do tego dotrzeć na kilka sposobów, lecz nie wszystkie były proste do zrealizowania. Wielokrotnie Agatella próbowała pokonać Janusza Zęba II Spasłego, jednakże ani razu jej się nie udało. Dotarły pewnego dnia do jej uszu plotki, że rycerz poddany wielkiemu władcy Januszowi Zębowi II Spasłemu, który jako pierwszy odnajdzie wybrankę swego serca i zaplanuje ożenek, ten wraz z żona królestwo Koperoszyc w podarku otrzyma. Wstrętna Agatella Paskudnoszczura prędko więc plan uknuła i eliksir odpowiedni przygotowała, aby serce wojownika koperoszyckiego czym prędzej zdobyć. Tak też wraz z nadejściem dnia następnego, tuż o świcie, kiedy to słońce wyłaniało się znad horyzontu, Agatella spożyła wcześniej przygotowany przez nią wywar, po czym zmieniła się w zwyczajną dziewczynę, taką jak Editha, ale o wiele szpetniejszą. Okazało się bowiem, że nos tej przemiany nie doznał i taki, z jakim przyszła na świat, już pozostał, wielki i niezgrabny. Pogodziła sie jednak z niepożądanymi działaniami i do koperoszyckiej szkoły czym prędzej ruszyła. Dzięki temu była bliżej zamku, w którym to wojownicy wielkiego władcy przebywali. Musiała sobie tylko wybrać któregoś, a potem podać mu odpowiedni eliksir, który wyczyści jego pamięć, a ona zawładnie wówczas jego umysłem i podejmie kolejne kroki.

***

        Następnego dnia Editha rozmyślawszy nad panującym wokół niej chaosem, napisała list do Patricka. przekazała go chyżemu posłańcowi i z niecierpliwością oczekiwała odpowiedzi. Tak rozwinęła się kolejna, o ważnej dla dziewczyny treści konwersacja. Dziewczę bowiem dowiedziało się, że wielką pasją Patricka są wyścigi konne. Wojownik bardzo wielbi konie i planuje nawet w takich wyścigach wystartować. Potrzebuje on jednak wspaniałego rumaka, którego nie łatwo zdobyć, ale dzielny i pomysłowy rycerz zaplanował już zdobycie swojego 'maluszka', na którym z pewnością zwycięży niejeden pościg. Czeka go jednak wiele pracy. Dowiedziała się również, że rycerz pali papierosy, co raczej ją odrzuciło, bo nienawidziła zapachu dymu tytoniowego. Po dłużej trwającej konwersacji Editha postanowiła złożyć wojownikowi propozycję, gdyż przemyślawszy sobie wszystko spotkać się pragnęła z Patrickiem i słów kilka zamienić chciała. Boże! Jakież było jej zdumienie, kiedy to ten wspaniały rycerz złożył odmowę. A jakie zdenerwowanie i złość odczuła, gdy ten powiadomił ją o istnieniu innej dziewczyny, która jest dla niego wiele ważniejsza niż jakaś tam panna z Marklowicka. Editha poczuła się wielce zraniona, świat jej się zawalił. Jak taki wspaniały wojownik Patrick mógł ją tak potraktować? Jak on mógł zabawić się nią tak, jak jakiś bachor zwykłą grzechotką? Dziewczę było tak zdruzgotane, iż postanowiło skontaktować się ze swą starą przyjaciółką - waleczną łowczynią wampirów: pół człowiekiem - pół wilkiem, która trzymając w objęciach łunę księżyca, kroczy dumnie przez mrok, niszcząc nieprzyjaciół, napawając się krwią i przerażeniem wrogów, mszcząc poległych i skazanych na niedostatek. Tylko ona była wstanie ją wspomóc, tylko ona była jej ostatnia nadzieją. Zawsze była przy niej, kiedy działo się coś złego i kiedy to doskwierał jej smutek. Zawsze jej pomagała, więc i tym razem nie zostawiłaby dziewczyny nie udzielając jej porady i pomocy. Przyjaciółki spotkały się więc wieczorem w pobliskim lesie.

 - Więc mówisz, że Cię zranił? - Dopytywała się łowczyni wampirów.
 - Tak. W zasadzie to nie wiem. Ale chyba tak. Najpierw chciał się ze mną spotkać. Nawet kilka razy mi to proponował, a kiedy naprawdę zaczęło mi na nim zależeć, powiedział mi, że znalazł sobie inną. - Editha mówiąc to poczuła łzy spływającej jej po policzkach i odruchowo je otarła. Zdała sobie sprawę, że się spóźniła. To prawda, że Patrick chciał, jednak ona zbyt długo zwlekała z podjęciem decyzji, toteż wojownik zrezygnował.
 - Wygląda na to, że doszedł do wniosku, że nie chcesz się z nim spotykać i poszukał sobie innej panny. Ale nie martw się! Pójdę jutro z Tobą do szkoły i być może zobaczymy tę jego ukochaną. A potem zastanowimy się co dalej. - Mówiąc to łowczyni mocno przytuliła przyjaciółkę do siebie, a potem odprowadziła bezpiecznie do domu.

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział I

        Już tylko kilka dni pozostało do pierwszego dnia lata. Koperoszyce były jednym z większych miast w tej okolicy. Wiele grodów i wsi mieściło się w tej górzystej krainie, której kamieniste ścieżki prowadziły do łąk zielonych, pastwisk, gęstych i bujnych lasów oraz innych ustronnych miejsc, gdzie można było odetchnąć świeżym powietrzem, poddać się marzeniom i zapomnieć o troskach i otaczającym nas świecie. Kilka uliczek od głównego rynku znajdował się dość spory, dwupiętrowy budynek. Mury jego były grube, okna zdobione. Była to szkoła jedna z najlepszych w tej okolicy. Uczęszczali do niej młodzi i zdolni mieszkańcy wszystkich sąsiadujących wiosek. Wśród nich były dwie przyjaciółki. Editha była dziewczyną średniego wzrostu o jasnych włosach i złotych niczym łany zboża w czasie zbiorów i oczach niczym zieleń łąk górskich, po których hasają wesoło dzikie rumaki. Klaudyja zaś była nieco niższa od koleżanki. Jej włosy były ciemniejsze, w kolorze deserowej czekolady, które kontrastowały z jej jasną cerą. Dziewczyny od roku uczęszczały do tej szkoły. Tam właśnie się poznały i zaprzyjaźniły. Nie były z jednej wsi, lecz z wiosek sąsiadujących ze sobą, ale odległość między nimi była niewielka, że dziewczyny mogły się spotykać również w czasie wolnym.Tuż obok budynku szkoły znajdował się dość stary, ale piękny zamek, w którym to przebywał Janusz Ząb II Spasły – potężny władca Koperoszyc. Znany był powszechnie ze swej srogości, toteż wszelki człowiek omijał go na długość równą powieleniu razy 1000 jego szerokości. U boku owego władcy rycerzy było kilku, których zadaniem było władcę chronić przed złodziejami i niszczycielami, a każdy z nich innymi odznaczał się cechami. Jeden mężny i odważny niczym Herkules, inny szkaradny jak ryj świniaka, inny znowu rzadkie miał włosie, następny zaś marny niczym liść brzozy podczas największego huraganu. Wojownicy ci często byli wysyłani pod różnego rodzaju instytucje, by porządku dopilnować.

        Pewnego popołudnia, kiedy to młode panny były już po lekcjach, tuż przed szkołą zaczepił ich jeden z uczniów – Thomas. Był to młodzieniec rzadko spotykanej urody. Szczupły i marny, a jego włosy były rzadkie i przetłuszczone, dlatego też odpychał swoim wyglądem. Od pewnego czasu często za nimi chodził i zaczepiał. Podobno wszystko to z powodu Klaudyji, która to wpadła mu w oko. Ten postanowił ją do siebie przekonać i każdą swą wolną chwilę spędzał na przyglądaniu się dziewczynie i podziwianiu jej urody, a gdy tylko nadarzyła się okazja, nigdy jej nie marnował i zaczynał rozmowę, byleby tylko być blisko niej. Jednak za każdym razem trudno było się pozbyć nachalnego Thomasa.

 - Ahh, znowu on. - wyszeptała poddenerwowana Editha do Klaudyji.
 - Witam was dziewczęta! - Odparł Thomas uważnie przyglądając się to jednej, to drugiej szukając w ich oczach choć iskry zachęty do dalszej konwersacji.  
 - Cześć. - Odpowiedziały niechętnie dziewczyny jednocześnie starając się jak najszybciej wymyślić jakąś sensowną wymówkę i zbyć chłopaka.
 - Jak wam minął dzień? Mam nadzieję, że tak miło jak mnie. - Zapytał i zbliżył się do Klaudyji jednocześnie chwytając ją niepewnie za rękę.
 - Co ty robisz? Zostaw mnie! - Krzyknęła dziewczyna, po czym wyrwała rękę z jego uścisku i oddalając się na bezpieczną odległość zmierzyła chłopaka wzrokiem.


Editha nie miała ochoty prowadzić dalszej rozmowy z chłopakiem, więc dawała Klaudyji wzrokiem jasne sygnały, żeby się oddaliły.

 - Przepraszamy Cię bardzo, ale musimy już wracać do domu. Może innym razem porozmawiamy. - Wypowiedziała przez złość.
 - Jestem pewien, że wcale Wam się nie spieszy. Zostańcie ze mną jeszcze chwilę. Miło spędzimy ten czas, obiecuję. - Chłopak nie dawał za wygraną.


Editha była już trochę niespokojna, więc ze złością odpowiedziała młodzieńcowi:

 - Zostaw nas w spokoju!  Nie widzisz, że nie mamy ochoty z Tobą rozmawiać? - Mówiąc to zmarszczyła czoło ze złości.


Gdy wojownik pilnujący szkoły usłyszał kłótnie natychmiast podbiegł do dręczonych dziewcząt. Był to jego obowiązek. Został tam postawiony na straży przez samego Janusza Zęba II Spasłego.

 - Co się tutaj dzieje? Dlaczego te panienki są zdenerwowane? Czyżbyś próbował wyrządzić im jakąś krzywdę? - Odparł dobrze brzmiącym męskim i dość przyjaznym głosem, choć na jego twarzy można było zaobserwować pewnego rodzaju złość i oburzenie.


Kiedy wojownik rozmawiał z Thomasem, Editha zobaczywszy go, poczuła jak nogi się pod nią uginają. Był taki przystojny, dobrze zbudowany o oczach równie zielonych jak łąka górska, uśmiechu przecudnym jak łyk zimnej wody o poranku, po całej nocy wypasania kóz i brodzie niczym zagajnik koło ruczaju, gęsty i bujny, skrywający wiele tajemnic niezbadanych przez zwykłego człowieka. Dziewczyna była tak rozkojarzona, nie wykonując żadnego ruchu patrzyła na niego. Zapomniała o całym otaczającym ją pięknym świecie, stała i podziwiała jego niezwykłą twarz, zachwycając się cudownym uśmiechem. Nie zauważyła nawet kiedy Thomas sobie poszedł.

 - Następnym razem kiedy znowu Was zaczepi, wezwijcie mnie, a ja się z nim uporam raz dwa. - Powiedział wojownik do Klaudyji, kiedy ta podejrzliwym wzrokiem patrzyła właśnie na rozmarzoną twarz Edithy.
 - Jesteśmy z przyjaciółką bardzo wdzięczne za pomoc. - Odpowiedziała uśmiechając się przyjaźnie.

Nagle wojownik podszedł do Edithy. Ta patrzyła na niego dość pytającym wzrokiem i poczuła się trochę niepewnie. On pokłonił się nisko i zdradził jej swą godność:
 - Młoda damo, jestem Patrick von Zarost, wojownik władcy najwyższego Janusza Zęba II Spasłego. 


Jego głos brzmiał tak męsko kiedy wypowiadał te słowa. Dziewczę zatopione w marzeniach powtórzyło cichym pomrukiem rozmów intymnych jego imię, nie potrafiąc jednocześnie wypowiedzieć swego. Młody rycerz uśmiechnąwszy się jeszcze szerzej, ukazując swe uzębienie połyskujące niczym perły, zapytał:

 - Waćpanno, czyż nie zechciałabyś udać się ze mną na trunek wysokokofeinowy do karczmy „Pod rozbrykanym kucykiem”?


Dziewczyna była jednak tak rozkojarzona, że niepewnie odparła:


 - Nie..
 - Śmiem się z Tobą zgodzić młoda damo, trunki wysokokofeinowe to rzecz wielce niezdrowa. - Odpowiedział, gdyż zdaje się chciał uniknąć niezręcznej sytuacji, czego rzeczywiście udało mu się dokonać.


Stali tak jeszcze przez chwilę patrząc sobie w oczy, po czym wojownik odszedł, gdyż wzywały go obowiązki.


 - Ktoś tu się chyba zakochał. - Powiedziała Klaudyja po odejściu rycerza w sposób dość dokuczliwy.
 - No co ty. Przecież to wojownik Janusza Zęba II Spasłego. Tacy jak on nie zadają się z takimi jak my. - Mówiąc to starała się zapanować nad sobą i rumieńcami, które właśnie zaczęła pojawiać się na jej bladych policzkach. 
 - A jednak zaprosił Cię na kawę. - Drążyła temat przyjaciółka.
 - To jeszcze o niczym nie świadczy. A poza tym, powiedział przecież, że kawa jest niezdrowa. - Editha chciała się bronić, jednocześnie wmawiając sobie, że to co zdarzyło się kilka minut temu, było wytworem jej marzeń, a wojownik nie miał na celu żadnej randki.
 - Naprawdę nie rozumiesz, o co tu chodzi? - Zapytała Klaudyja nie wierząc, że Editha nie zauważyła, że wojownik ją podrywa.
 - O co niby? - Odpowiedziała niechętnie.
 - Zaprosił Cię na kawę. Ty odmówiłaś. Więc, żeby nie było niezręcznej sytuacji, powiedział, że jest niezdrowa.
 - Bez sensu. - W dalszym ciągu nie chciała w to uwierzyć.
 - To ma sens, ale udajesz, że nie rozumiesz. A z resztą i tak wiem, że Ci się podoba. W końcu to przystojny i umięśniony mężczyzna. U nas w szkole takiego nie znajdziesz. - Uśmiechnęła się szeroko, a kiedy zauważyła, że Editha go odwzajemnia była pewna, że się nie myliła, bo przystojny wojownik nieźle namieszał przyjaciółce w głowie.


I udały się w kierunku swych domów. Przez całą drogę rozmawiały o Patricku, jego wyglądzie, postawie. Klaudyja chciała przekonać przyjaciółkę do niego, a Editha z każdą kolejną chwilą była coraz bardziej pewna swojego uczucia do wojownika, jednak dalej starała się to ukrywać przed Klaudyją. 
        Od tamtego dnia, kiedy to dziewczyna wraz z Klaudyją odwiedzały szkołę, oczekiwała chwili, gdy ujrzy go znowu, gdyż nie umiała ze swej pamięci go wymazać. Jednak chwila ta nie chciała nadejść. Szkoły strzegli już inni rycerze... Potem nastały wakacje. Dla młodych uczniów były to 2 miesiące odpoczynku, a także czas, kiedy to pomagali przy żniwach i zbieraniu plonów. Editha nie odwiedzała Koperoszyc przez ponad 60 dni, ale mimo to nie zapomniała o przystojnym wojowniku Patricku von Zarost. Zatopiona w marzeniach nieustannie wiodących jej dusze do upragnionego raju oczekiwała na chwilę, kiedy to ów rycerz znów stanie przed jej oczyma. Gdy to już czas wakacji przeminął, młode panny znów do koperoszyckiej szkoły udawały się codziennie. I ku jej zdumieniu doczekała chwili, kiedyż to wojownik miał stanąć na jej drodze. Tak. To on. Ten sam, którego napotkała 3 miesiące temu, ten mężny i cudowny rycerz, który obronił je przed natrętnym Thomasem. I znów powitał ją przychylnym wyrazem twarzy, tym samym, co wtedy, niezwykłym i nigdzie indziej nie spotykanym, przezacnym uśmiechem. Editha poddurzona radością z tego zdarzenia czuła, jak lędźwia się pod nią uginają.

 - No teraz to już mi nie wmówisz, że masz go gdzieś. Przecież widze jak na niego patrzysz. - Odparła Klaudyja, kiedy weszły do szkoły, choć dobrze wiedziała, że Editha nie zaprzeczy jej słowom.
 - No co? Sama powiedziałaś, że jest bardzo przystojny. - Powiedziała, a jej policzki znowu przybrały piękny, a zarazem delikatny rumiany kolor.
 - No bo jest. Pokaż mu, że jesteś nim zainteresowana. - Uśmiechnęła się szeroko.
 - Ale niby po co? - Odpowiedziała Editha zastanawiąjac się nad tym, czy rzeczywiście chciała użyc tych słów.
 - Bo on Tobą jest. Gołym okiem to widać. A jak na Ciebie patrzy... - Mówiąc to poruszyła zabawnie brwiami, co rozśmieszyło przyjaciółkę.
 - No jak? - Zapytała przez śmiech.
 - Jakby się miał na Ciebie rzucić i zacząć całować, a ty nie byłabyś wstanie wyrwać się z jego uścisku. - Powiedziała dramatycznym głosem i obie roześmiały się głośno.
 - Hahahah..Daj sobie spokój. 
 - No serio mówię.
 - Nie wątpię. Byłaś tak poważna w momencie wypowiadania tych słów. - Odpowiedziała, po czym obie rozbawione udały się na lekcje

Klaudyja często poruszała temat Patricka przy Edithie, bo wiedziała, że wojownik ten nie jest jej obojętny i próbowała przekonać ją do podjęcia jakichś kroków. I choć ta udawała, że nie szaleje za nim aż tak bardzo, tak naprawdę nie potrafiła ukryć zauroczenia jego osobą. Każde wspomnienia osoby wojownika wywoływało na jej twarzy uśmiech, którego nie potrafiła opanować.